środa, 28 września 2016

Chapter nine




 "I'm not playing games, I'm just a girl having fun
I need to cool down, cause I know we're just friends"


KLARA

- Za wolność? – zapytała Zuźka z kieliszkiem w ręku.
- Za wolność. – odpowiedziałam bez chwili zastanowienia. Faktycznie, ta wolność to było coś całkiem niegłupiego, jeżeli tylko w odpowiedni sposób się z niej korzystało. Powiem szczerze, że ja dopiero teraz odczułam, że faktycznie jestem singielką i mogę robić wszystko, czego dusza zapragnie i  to z kim tylko zechcę.
Stuknęłyśmy się kieliszkami i obydwie wypiłyśmy do dna, zapijając wódkę sokiem pomarańczowym.
- A co to za pijaństwo? – usłyszałam nagle głos Bartka, który przysiadł się do naszego stolika.
- Pijemy za wolność. Chcesz do nas dołączyć? – zaproponowałam.
- Zapomnij. – prychnęła Zuźka, a ja spojrzałam na nią pytająco. – Widziałam tą waszą przedimprezową „odprawę”. – zaśmiała się do piłkarza.
- Możesz jaśniej? – nie bardzo wiedziałam z czego tak zaśmiewa się szatynka.
- To może ja powiem. – zaoferował Bartek, a moja przyjaciółka przyzwalająco skinęła głową. – Trener tuż przed wyjściem kazał nam stanąć w szeregu jak w wojsku i jak typowy dowódca zaczął rozkazywać nam, jak mamy zachowywać się w klubie. Generalnie mamy nie przynieść wstydu reprezentacji.
- Jasne, to nie tak wyglądało! – zaoponowała Zuźka i przyjmując odpowiednią intonację, zaczęła naśladować trenera – „Chłopaki, jeżeli dowiem się, że któryś z was wypił chociaż miligram alkoholu, przysięgam, że wylecicie z kadry szybciej niż do niej trafiliście!”
- No coś w ten deseń. – zaśmiał się Bartek i z tajemniczym uśmiechem na ustach zaczął mi się przyglądać. Nie powiem, poczułam się trochę niezręcznie. Na szczęście ciszę przerwała Zuźka.
- Prawda, że Klara dzisiaj pięknie wygląda? – zagaiła i przysięgam, miałam ochotę udusić ją za ten tekst.
- No cóż. – Salamon cmoknął w odpowiedzi. – Jak zawsze, ale w czerwieni wyjątkowo ci do twarzy. – zwrócił się do mnie. Poczerwieniałam. No to teraz przynajmniej wszystko pasowało do siebie kolorystycznie.
- Prawda? – wtrąciła moja przyjaciółka. – Chciałam jeszcze przymusić ją, żeby użyła czerwoną szminkę, ale ona tak broni się przed tym kolorem.
Bartek w odpowiedzi tylko poruszył się niespokojnie, a może mi się wydawało?
- Dobra, wiecie co? Muszę iść do toalety. – nie chciałam już słuchać tej bezsensownej dysputy. Nie wiem, co Zuźka miała na celu tak podpuszczając Bartka, ale raczej nic dobrego. Swatka cholerna.
Nie dane mi było jednak słyszeć ich dalszej dyskusji, bo gdy wróciłam z toalety Bartek siedział sam przy stoliku.
- A gdzie Zuźka? – zapytałam od razu, a piłkarz wskazał mi palcem moją przyjaciółkę, która tańczyła z Kapustką.
- Booooże, znowu. – jęknęłam. – A Jowita co na to?
- To ty nie wiesz? – zdziwił się Bartek. – Wyjechała dzisiaj. Podobno się ostro pokłócili. Daj spokój, Klara, chłopak musi sobie trochę odetchnąć.
Może i tak, ale żeby tak od razu? Pocieszać się? Ale cóż, do pocieszania facetów Zuźka była pierwsza.
- Może i masz rację. – przytaknęłam i tym razem to ja przyjrzałam mu się uważnie. – Chyba coś cię gnębi. – przysunęłam się delikatnie i położyłam mu dłoń na ramieniu. On uśmiechnął się ciepło i przykrył ją swoją dłonią.
- Mam takie tam swoje problemy, ale sam muszę się z nimi uporać
- Rozumiem. – kiwnęłam głową. – Ale wiesz, że zawsze jestem do twojej dyspozycji?
- Wiem. – znowu posłał mi swój uśmiech. – Dziękuję.
Nagle zerwałam się i klasnęłam w dłonie.
- A teraz koniec trosk! Idziemy się bawić! – oświadczyłam i wyciągnęłam Bartka na parkiet. Chciałam, żeby chociaż na chwilę zapomniał o tym, co tak bardzo go dręczy, a o czym ja nie miałam zielonego pojęcia.

WSZECHWIEDZĄCY NARRATOR

- Jasny gwint. – zaklął pod nosem Teodorczyk widząc dwie niewiasty wchodzące do klubu. Napastnik zobaczył bowiem Anię i Hanię, z którymi… ostatnio się przespał. Nie, nie w trójkącie. Po prostu, gdy szedł z drugą z nich do łóżka nie miał pojęcia, że są przyjaciółkami. Doskoczył do pleców Jędzy i próbował schować się z nim, jednak nie do końca mu się to udawało, ponieważ sam był słusznego wzrostu.
- Jędza, kryj mnie przed tymi dwoma blondynkami. – syknął do kolegi. Artur nie pytał o szczegóły, tylko pozwolił Łukaszowi schować się za sobą.
- Niedobrze, idą tutaj. – mruknął Jędrzejczyk nie przestając się uśmiechać do owych niewiast. Odsunął się nieco do tyłu i umożliwił koledze ucieczkę za bar. Barman widząc Teo, który zbliżył się do jego miejsca pracy, uniósł brwi na jego widok.
- Musiałem się schować. – wytłumaczył piłkarz. – Stoją przy barze takie dwie blondynki?
Kelner tylko skinął głową i wrócił do wycierania szklanek. Dziewczyny natomiast podeszły do Jędzy.
- Artur Jędrzejczyk?! – wykrzyknęła jedna z nich.
- We własnej osobie. – Jędza dumnie wypiął pierś.
- Możemy autograf? – zapytała druga, a gdy piłkarz skinął głową na zgodę, wyjęły markery i odsłoniły przed nim jednak kawałek prawej piersi, druga lewej. Całkowicie symetrycznie. Artur niewiele myśląc spełnił ich prośbę.
- Szukamy takiego jednego piłkarza… - zaczęła pierwsza. – Ma na imię Łukasz a nazwisko…
- Przedstawiał się jako Teo. – dodała druga z dziewcząt.
- Ach ten! – załapał Jędza. – Pewnie pytacie o Teodorczyka... Nie ma go tutaj. Jest za cienki na kadrę.
Teo znajdował się na tyle blisko nich, że usłyszał niepochlebne słowa kolegi o nim.
- O ty chamie. Policzymy się. – mruknął.
Tymczasem do baru podeszła Klara, która właśnie skończyła tańczyć z Salamonem. Akurat zamawiała drinka, gdy usłyszała głos za barem.
- A co to? Gadający bar? – zaczepiła barmana i niewiele myśląc zajrzała za kontuar. Oniemiała widząc siedzącego tam w kucki Teodorczyka. – Łukasz?! Co ty tam robisz?
- Csssssiiiii! – syknął napastnik, ale było już za późno. Niecodzienna sytuacja zwróciła uwagę Ani i Hani i zdekonspirowany Łukasz powoli wyłonił się zza baru wyglądając jak dziecko, które właśnie zrobiło kupę za firanką i przyłapała je mama.
- To ty! – wrzasnęły obydwie chórem.
- To ja, nie da się ukryć. – odpowiedział skruszony. Myślał, że czynny żal być może zadziała na jego korzyść, tak jednak nie było.
- Znasz je? – zapytała Klara.
- Jasne, że zna. W końcu spał zarówno ze mną, jak i Hanią. – odpowiedziała za niego Ania.
- Potwierdzam. – dopowiedziała druga z nich.
- Ty się jednak nigdy nie zmienisz. – gorzko zaśmiała się Klara i ruszyła na parkiet.
- Klara, zaczekaj! – Łukasz próbował ją jeszcze zatrzymać, ale dziewczyna spojrzała tylko na niego kpiąco.
- Chcesz mi się tłumaczyć? Ależ nie ma takiej potrzeby. – oznajmiła poważnie i zostawiła go na pastwę losu.
- No to mamy do pogadania. – zaczęła Hania, a Jędza widząc kłopoty od razu się ulotnił.


“And any girl like you deserves a gentleman
Tell me why are we wasting time”


- Ufff, nareszcie się do nich uwolniłem. – Teo otarł pot z czoła, gdy w końcu odnalazł kumpla. Jakimś cudem pozbył się dziewczyn i po raz kolejny w życiu uratowała go siła perswazji. Gdy dziewczyny za bardzo zaczęły go napastować, mimochodem zgłosił ochronie, że te panie zachowują się co najmniej dziwnie i pewnie są pod wpływem środków odurzających. Bodyguard  nie zastanawiał się zbyt długo, tylko szybko wydalił Anię i Hanię z klubu.
- Startujesz do Klary? – zapytał od razu Jędrzejczyk. - To wszystko wyglądało dosyć dwuznacznie.
Łukasz potrząsnął nerwowo głową. Zbyt nerwowo.
- Nieee. – zaprzeczył szybko. – Mamy takie tam… Niepozałatwiane sprawy. Chciałem naprawić wszystko, co zrobiłem w przeszłości. – rzekł enigmatycznie.
Artur pytał o nic więcej, ale po chwili zamyślił się głęboko. Skoro Teo chciał zakręcić się przy Klarze, dla niego samego była to korzystna sytuacja, bo wówczas znacznie zmniejszyłyby się szanse Arka na wygranie zakładu. Od początku nie rozpatrywał tego pod kątem moralnym, mimo iż cały zakład w sumie zależał od Milika. W sumie, gdyby napastnik wygrał, trochę szkoda byłoby mu Klary, ale chociaż wszystko wyszło spontanicznie, wiedział, że i tak nikłe są szanse na wygraną Arka. Znał Klarę zaledwie kilka dni, ale już wiedział, że dziewczyna ma zbyt silny charakter by ulec facetowi, którego ledwie znała. 

KLARA

- Teodorczyk jednak nadal jest burakiem. – oświadczyłam ciężko opadając na kanapę. Moja przyjaciółka siedziała sama i, co dziwne, w zasięgu wzroku nie było Kapustki.
Zuźka spojrzała na mnie spod oka.
- A co takiego zrobił?
- Dasz wiarę, że spotkał tutaj dwie przyjaciółki, z którymi się przespał?
- Też mi coś. – prychnęła w odpowiedzi. – Przespać się z dwoma osobami. Nic wielkiego.
Zbyłam jej uwagę milczeniem wiedząc, jakie ma zdanie na temat przygód na jedną noc. Skrajnie różne od mojego.
- A ty co? Może zamierzasz się z nim wiązać? – sarknęła.
- Przecież sama mówiłaś, żebym dała mu szansę. – odburknęłam.
- Nie, Słonko. – sapnęła kładąc mi rękę na ramieniu. – Ja tylko delikatnie zasugerowałam ci, żebyś go uwiodła.
Serio? No może faktycznie jej wypowiedź miała inny wydźwięk.
- Dobra, dobra, okej. – uniosłam ręce w obronnym geście. – Tylko, że ja nie mam na to najmniejszej ochoty.
- Bo nigdy tego nie próbowałaś. – odcięła się. – A ja wypróbowałam w życiu już tylu facetów, że teraz jestem w stanie po wyglądzie i zachowaniu rozpoznać, który jest dobry w łóżku. I taki Łukasz czy taki Arek naprawdę dobrze rokują. Pewne zastrzeżenia miałabym do Bartka, ale to być może tylko wygasły wulkan, który czeka na erupcję.
Jezu, Jezu, Jezu. Poczerwieniałam aż po czubki uszu. Ona właśnie próbowała mi przekazać, że według niej zarówno Teodorczyk, jak i Milik prawdopodobnie są dobrzy w łóżku. Znałam ją od dziecka i w sumie nic już nie powinno mnie dziwić, ale wówczas poczułam się naprawdę niekomfortowo.
- Dobra, wystarczy. – ucięłam jej monolog biorąc głęboki oddech. – Przekazałaś mi, co miałaś przekazać, a teraz, wybacz, ale muszę iść do toalety.
Jak widać zdecydowanie brakowało mi kreatywności, po raz drugi dzisiaj uciekałam od Zuźki do toalety, jakby to była jakaś świątynia dumania. Ostatecznie jednak skierowałam się do baru. Przykro to mówić, ale ja musiałam się napić, żeby jakoś odreagować słowa Zuźki, które cały czas huczały mi w głowie. Nie dane mi jednak było tam dotrzeć, ponieważ w połowie drogi do baru, zostałam porwana przez Roberta Lewandowskiego. Wiecie, kapitanowi się nie odmawia, a poza tym wcale nie był taki Buraczanym Lordem, za jakiego miało go wiele osób, a naprawdę sympatycznym facetem. Także musiałam się zgodzić na jeden taniec z nim.

WSZECHWIEDZĄCY NARRATOR

Widząc, że Klara grzecznie dziękuje za taniec Robertowi Lewandowskiemu i kieruje się w stronę baru, szybko znalazł się obok niej.
- Może zatańczymy, moja księżniczko? – zagadnął z najbardziej uroczym uśmiechem, na jaki było go stać.
Dziewczyna spojrzała na niego kpiąco:
- Chyba z konia spadłeś, błędny rycerzu! Po pierwsze, nie jestem twoja! Po drugie, jestem księżniczką i mam swoje zasady – we wtorki nie tańczę z brunetami.
Piłkarz osłupiał słysząc te słowa i wyjąkał na swoją obronę:
- A-a-a-le Robert?
- Zapomniałam dodać – z niezbyt przystojnymi brunetami. – posłała mu buziaka w powietrzu i odeszła kręcąc krągłymi biodrami.
Patrzył na nią jeszcze przez kilka sekund, a po chwili zaklął siarczyście. Chyba jednak będzie musiał czyścić buty Jędzy…
***
Arek wyszedł przed klub, zaczerpnął chłodnego, nocnego powietrza i zamyślił się głęboko. Zakład zakładem, ale dlaczego zareagował tak impulsywnie na wieść o tym, że Łukasz pocałował kiedyś Klarę? I dlaczego teraz tak bardzo zabolały go jej słowa? To nie chyba nie była jedynie urażona męska duma, a nawet nie oddalająca się wizja wygranego zakładu. Teraz było mu już nawet trochę wstyd, że dał się podpuścić Jędzy. W końcu żadna dziewczyna nie była warta tego, żeby przez nią czyścić buty koledze z drużyny. To było bardziej niż uwłaczające dla każdego piłkarza. Chociaż Klara… To była zupełnie inna bajka…
Zaśmiał się cicho z komizmu sytuacji – przecież Klara miała na nazwisko Bajkowska. Podświadomie czuł jednak, że gdyby zaciągnął ją do łóżka wcale nie poczułby się lepiej, a wręcz przeciwnie. Na spełnienie zakładu miał już tylko niecałe 2 dni i powoli zdawał sobie sprawę z tego, że raczej przegra. I nawet teraz, gdy zobaczył, że Klara zataczając się wychodzi z baru, tylko przez chwilę przez głowę przemknęła mu myśl, że gdyby teraz „zaopiekował” się nią i zaprowadził do hotelu, mógłby wygrać zakład. Jednak jego ukochany dziadek od zawsze powtarzał mu, że honor jest w życiu najważniejszy. Wiedział więc, że gdyby wykorzystał teraz szansę i uwiódł pijaną Klarę, nie potrafiłby więcej spojrzeć w lustro. Tak więc zdusił w sobie to wszystko i postanowił wrócić grzecznie do hotelowego łóżka.
***
- Baaaaartuś! Powiem ci coś! – Klara uwiesiła się na szyi Bartka.
Brunetka zdecydowanie przesadziła dzisiaj z alkoholem. Po incydencie z Milikiem postanowiła w końcu zacząć się dobrze bawić. Przeceniła jednak własne możliwości i teraz była holowana przez Salamona. Wyszli właśnie przed klub i piłkarz rozglądał się w poszukiwaniu taksówki, która mogliby dotrzeć do hotelu. Jakkolwiek bardzo lubił Klarę, nie uśmiechało mu się prowadzić jej pijanej przez dwa kilometry.
- Zazdroszczę twojej przyszłej żonie. – oświadczyła mu z szerokim uśmiechem na ustach i wpatrywała się w niego jak obraz.
- Klara, jutro i tak nie będziesz pamiętała, że to mówiłaś. – rzekł trochę oschle. W innych okolicznościach może i bardzo ucieszyłby się z tego komplementu, ale dziewczyna była po prostu pijana.
- Nie masz racji. – oznajmiła nadal udając trzeźwą.
Bartek tymczasem znalazł w końcu wolną taksówkę i razem z Klarą zapakował się do niej.
- Chyba każda marzy o takim facecie jak ty. – perorowała nadal niezrażona brunetka. Salamon starał się nie brać do głowy wszystkiego, co mówi, ale nie do końca mu to wychodziło. Wymiękł całkowicie przy kolejnych słowach Klary.
- Przystojny, utalentowany, czyta książki i jeszcze zachowuje się jak rycerz. – wyliczała jego niewątpliwe zalety. Próbował nad sobą panować, ale serce powoli zaczęło mu podskakiwać z radości. W końcu jest taka zasada: „słowa pijanego są myślami trzeźwego”. Piłkarz zastanawiał się tylko, jak Klara będzie zachowywała się jutro. Teraz skupił się jedynie na tym, żeby dostarczyć ją bezpiecznie do łóżka i położyć spać.
Na chwilę się wyłączył i nie zauważył, że dziewczyna zasnęła, a oni tymczasem dojechali już do hotelu. Zapłacił taksówkarzowi i nie chcąc obudzić Klary, wziął ją na ręce. Była lekka jak piórko, więc gdy dotarli pod drzwi jej pokoju wcale nie odczuwał zmęczenia. Postawił ją delikatnie na podłodze, a ona tylko wtuliła się w jego klatkę piersiową, jakby nie chcąc się obudzić. Otworzył drzwi i chwilę później umieścił ją na łóżku. Przykrył ją kołdrą i spojrzał na jej twarz. Spała tak spokojnie i uśmiechała się przez sen. Jutro pewnie będzie żałowała tego, że wypiła tak dużo. Czuł jednak, że pobyt w jej pokoju zdecydowanie mu ciąży. Skierował się już do drzwi, ale po chwili zawrócił. Spojrzał jeszcze raz na nią i pocałował delikatnie w czoło.
- Śpij słodko. – wyszeptał, chociaż Klara i tak tego nie słyszała po czym po cichu opuścił jej pokój.

------------------------------------------------------------------------------------------------ 
Cześć Wam :*

No i mamy rozdział dziewiąty. Miał być jutro, ale jest dzisiaj. :)
Pobyt w Juracie powoli się kończy i niedługo nastaną nieuchronne rozstania...
A teraz - Klara w końcu doceniła wolność i pokazała Arkowi, gdzie jego miejsce, Teo ujawnił swoje prawdziwe oblicze, a Bartek usłyszał kilka ciepłych słów. 

Cóż, zostawiam Wam rozdział do oceny i tradycyjnie dziękuję za wszystkie komentarze bez wyjątku! <3

Tym razem na tapecie Bartek :D



 A co mi tam! Jako że Piszczka nie było dzisiaj w rozdziale wcale łapcie chociaż GIF-a :D



 P.S. W kolejnych rozdziałach będzie go naprawdę bardzo dużo!

czwartek, 22 września 2016

Chapter eight




"Under the lights when everything goes
Nowhere to hide when I'm getting you close"

WSZECHWIEDZĄCY NARRATOR

- Tatusiu, dokop im! – krzyczała Amelka widząc ojca w akcji. Aśka słysząc własne dziecko poczerwieniała po czubki uszu.
- Skąd ona zna takie słowa? – oburzyła się Klara, jednak widząc krzywą minę siostry tylko przewróciła oczami.
Chłopaki rozgrywali właśnie towarzyski mecz na boisku w Jastarni. Dzisiejszy trening miał być otwarty dla kibiców, toteż piłkarze nie słyszeli głosu trenera, a jedynie dzikie wrzaski dzieciaków, które co i rusz wywoływały któregoś z zawodników. Zuźka, która stała obok Klary chcąc nie stracić słuchu, włożyła do uszu słuchawki i po chwili popłynął z nich ostry rock. Nie, żeby ten rodzaj muzyki działał korzystnie na zmysł słuchu, jednak z pewnością był o wiele lepszy niż okropny ryk tej gawiedzi.
Klara natomiast kilka godzin nocnych spędziła na rozmyślaniu od kogo mogłoby pochodzić zaproszenie na kolację. Na dobrą sprawę od każdego. Brunetka modliła się tylko w duchu, żeby nie okazało się, że nadawcą był piłkarz, który nie był kawalerem, bo tego by nie zniosła. I tak miała już tutaj sporo problemów, a jeszcze tego by brakowało, żeby któraś z WAGs miała do niej pretensję, że uwodzi jej męża.
Gdy odrzuciła w myśli tych żonatych, zostało jej naprawdę niewielu kandydatów. Teraz stała i obserwowała piłkarzy zastanawiając się nad każdym z nich.
Arek? Wolałaby, żeby zaproszenie nie pochodziło od niego ze względu na to, co wydarzyło się ostatnio między nimi. Była wręcz pewna, że gdyby zobaczyłaby go tam, po prostu by go wyśmiała. No bo jak to tak? Najpierw całuje, potem odrzuca, a teraz zaprasza na kolację? Klara zdecydowanie nie lubiła takich gierek, toteż od razu wyrzuciła Milika ze swoich myśli.
Łukasz? Hmmm, widziała, że wczoraj tuż po przyjeździe Teodorczyka tutaj zrobiła na nim spore wrażenie, ale ta przeszłość nadal stała jej ością w gardle. Brunetka nie zamierzała udawać, że nic się nie stało, bo napastnik był kiedyś powodem jej wielu nieszczęść. Co prawda, to z nim przeżyła pierwszy pocałunek, ale nie miała najmniejszej ochoty na odgrzewane stare kotlety.
Bartek? Ojjj, nie. Klara choćby i chciała nie potrafiła wyobrazić sobie Salamona, jako tego, który zaprosił ją na romantyczną kolację. Prędzej udusiłaby się ze śmiechu, przecież Bartek był tylko kumplem, nic więcej. Mimo że cały czas z tyłu głowy miała wspomnienia z ich wspólnego spaceru brzegiem morza i słowa Zuźki: „Jak ona na ciebie patrzy!”, nie potrafiła przyjąć do wiadomości, że obrońca mógłby być dla niej kimś więcej niż tylko przyjacielem, mimo że wcześniej nie wierzyła w damsko-męskie porozumienie dusz.
- Widziałaś? – Zuźka trąciła ją łokciem przerywając jej rozmyślania i wskazała palcem Teodorczyka. Łukasz właśnie strzelił bramkę i utworzył z dłoni serce, które skierował w stronę Klary, dając jej do zrozumienia, że tego gola dedykuje właśnie jej. Brunetka uśmiechnęła się tylko pobłażliwie.
Arek tymczasem, który był napastnikiem przeciwnej drużyny zdenerwował się nie na żarty. Już nawet nie chodziło o to, że teraz jego ekipa przegrywała. Jego zdaniem Teo za bardzo spoufalał się z Klarą. W głowie zakiełkowała mu myśl, żeby tak ostrzegawczo delikatnie sfaulować Teodorczyka, ale wiedział, że gdyby to zrobił z hukiem wyleciałby z kadry.
Łukasz natomiast już wczoraj zauważył, że Milik dziwnie reaguje na Klarę. Nie ulegało wątpliwości, że leciał na nią. Chciał jeszcze bardziej podenerwować Arka i postanowił poflirtować z brunetką. Przecież musiał jakoś zorganizować sobie czas tutaj.
***
Po treningu Piszczek marzył tylko o chłodnym prysznicu. Wrócili razem z reprezentacją do hotelu, a obrońca skierował się do pokoju, który dzielił się ze swoją małżonką. Przechodził właśnie koło kawiarni, gdy kątem oka wypatrzył pewną blondynkę, która samotnie siedziała przy stoliku. Chyba nadszedł czas, żeby w końcu porozmawiał poważnie z Mariolą. Wczoraj wieczorem Joanna nawet nie poruszała jej tematu, dalej udając, że nic się nie dzieje (bo w sumie trochę było to dziwne, ale faktycznie Mariolka nie zdecydowała się na żadne kroki, jeszcze), ale ta kwestia cały czas wisiała pomiędzy nimi.
- No Piszczek, pokaż, że masz jaja! – zmotywował jeszcze samego siebie i ruszył w kierunku jej stolika.
- Mariola, tak dłużej być nie może. – oświadczył Łukasz bez ceregieli siadając na krześle.
Blondynka uniosła brwi widząc Piszczka, który nagle znalazł się naprzeciwko niej.
- Nie rozumiem o co ci chodzi. – rzekła spokojnie.
- Nie udawaj. - Piszczek przeczesał ręką włosy, które już zdążyły opaść mu na twarz. Chyba czas wybrać się do fryzjera. – Prześladujesz mnie i Joannę. Naprawdę chcesz zrujnować nasze małżeństwo?
Mariolka w odpowiedzi zaczęła głośno się śmiać. Chociaż, nie, ona zaczęła rechotać zwracając na siebie uwagę reszty gości.
- Kochany, ale ja nie przyjechałam tutaj dla ciebie. – oznajmiła, gdy już udało się jej uspokoić.
Tym razem to Piszczek był totalnie skołowany. Nie dla niego?
- To, że tutaj jestem to zwykły zbieg okoliczności. Zrozum, twój czas minął. Jan i ja wyjeżdżamy do USA. – kontynuowała swój monolog. - Zrozumiałam, że gra nie jest warta świeczki. W końcu Dortmund nie niesie ze sobą takich możliwości jak Stany, a przecież wiesz, że zawsze chciałam tam mieszkać. Przy Janie nareszcie mogę spełniać swoje marzenia.
- Ale…
- Nie ma żadnego ale. Przecież już dawno chciałeś się mnie pozbyć, tak więc zarówno twoje, jak i moje marzenia teraz będą mogły się spełnić. A teraz wybacz, ale mąż na mnie czeka. – oznajmiła i oddaliła się zostawiając osłupiałego Łukasza samego.
Nagle napatoczył się kelner:
- Życzy pan sobie czegoś?
- Kawy, najmocniejszej jaką macie.
- Dobrze, już się robi.
- Albo nie. – piłkarz nagle zmienił zdanie. – Może macie coś z procentami?
Kelner się zawahał.
- Panie Łukaszu… Przecież pan wie, że tutaj pan nie może…
- Dobra. – blondyn przerwał mu ręką. – Niech będzie ta cholerna kawa.
Piszczek totalnie nie tego się spodziewał. Oczekiwał, że będzie musiał perswadować, tłumaczyć, walczyć o własne małżeństwo, aż tu nagle Mariola oznajmiła mu, że wyjeżdża. I to do USA. Na stałe.
Nie żeby nie był zadowolony z obrotu sytuacji, w końcu tego chciał, żeby ona zniknęła z ich życia, ale nie miał okazji pokazać, że jest prawdziwym, silnym facetem, który potrafi zawalczyć o rodzinę. No i co on teraz powie Joannie?

KLARA

Naprawdę skłamałabym mówiąc, że nie byłam podekscytowana na myśl o tej kolacji. No bo wiecie jak to jest, dostać takie anonimowe zaproszenie to całkiem fajna sprawa. Ktoś pokazuje, że mu się podobasz. A już w ogóle gdy zaproszenie zawiera słowa „romantyczna” to chyba każda kobieta się rozpływa i nie jest ważne, że tak naprawdę czeka tam na ciebie Dzwonnik z Notre Dame.
Jako, że była to kolacja i to we dwoje, musiałam jakoś wyglądać. „Jakoś” nie oznaczało w tym przypadku jeansów i sportowych butów, a coś bardziej eleganckiego. Zuźka i Aśka pomogły mi w wyborze kreacji i ostatecznie byłam ubrana w kwiecistą sukienkę, która idealnie wpasowywała się w klimat „romantycznej altany”.
- Użyj tego. – poleciła mi Joanna trzymając w dłoniach wściekle czerwoną pomadkę.
- Chyba oszalałaś. – mruknęłam i zaczęłam szukać w torebce mojego bezbarwnego błyszczyka.
- Klara! – powiedziała matczynym tonem i chcąc nie chcąc musiałam jej posłuchać.
- No to baw się dobrze i wróć dopiero nad ranem. – zaśmiała się Zuźka.
- Właśnie, Zuzia ma rację. Wcześniej pokój ma być zamknięty na klucz. – dodała Joanna, a ja przewróciłam oczami.
- Jesteście nienormalne. – stwierdziłam i wyszłam z pokoju.
Skierowałam się na dół i gdy byłam już prawie na miejscu serce waliło mi jak młotem. Dlaczego? Może dlatego, że nie wiedziałam, kogo tam zastanę.
Stąpałam po drewnianym pomoście powoli zbliżając się do altany i… aż zaparło  mi dech w piersiach. Wszędzie stały piękne różnokolorowe róże w wazonach. Stół był przygotowany dla dwóch osób, a pomiędzy kwiatami znajdowały się duże białe lampiony. Wszystko wyglądało wręcz bajkowo.
„No, no. Ktoś się postarał.” – pomyślałam, ale już po chwili mój zachwyt minął, bo moim oczom ukazał się Łukasz Teodorczyk. No nie! A więc jednak odgrzewany kotlet! Niewiele myśląc obróciłam się na pięcie i zaczęłam się oddalać.
- Klara, zaczekaj, proszę! – krzyknął i ruszył za mną. Zastawił mi drogę i ujął mnie za ręce. – Uwierz mi, chciałbym naprawić to wszystko. – oznajmił.
Że co? Najpierw zrujnowałeś mi moje nastoletnie lata, a teraz myślisz, że jedna głupia kolacja wszystko naprawi? No tak, ale przecież teraz wyglądam dużo lepiej niż w gimnazjum.
- Nie ma mowy. – odrzekłam dumnie, jednak nie ruszyłam się z miejsca, a on nadal stał i patrzył na mnie ze wzrokiem szczeniaczka.
Odwróciłam głowę nie chcąc ulegać szantażowi emocjonalnemu i omiotłam spojrzeniem altanę. Cholera, to wszystko wyglądało tak ładnie i Łukasz był taki elegancki. W sumie od czasów gimnazjum minęło już tyle lat i jesteśmy innym ludźmi. Zaklęłam w duchu – miałam zdecydowanie za miękkie serce. A stara życiowa prawda, że jak masz miękkie serce, musisz mieć twardą dupę. No cóż, o tyłek będę martwiła się kiedy indziej.
- Ale to nie jest żaden wkręt tak jak w szkole? – upewniłam się przenosząc na niego wzrok.
Łukasz energicznie potrząsnął głową.
- Absolutnie! – szeroki uśmiech wypełznął na jego twarz i poprowadził mnie powrotem do stołu. 


 “It took us a while because we were young and unsure
With love on the line what if we both would need more”

KLARA


- Hahaha! – zarechotał Łukasz. – Nie mogę uwierzyć, że byłaś z tym gogusiem!
- Ba, ja nawet miałam brać z nim ślub. – dodałam uśmiechając się gorzko. Właśnie zeszliśmy z Teodorczykiem na tematy szkolne i przyznałam mu się, że byłam kilka lat z Krystianem Święckim. To był mój ogromny błąd, wiadomo, ale mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że robi źle w trakcie.
- I bardzo dobrze, że ostatecznie go nie wzięłaś. – spojrzał na mnie poważnie. - Jaki normalny chłopak trenuje tenisa ziemnego? Święty zawsze był taką, przepraszam za wyrażenie, pizdeczką.
No cóż, szkoda, że wcześniej tego nie zauważałam. Liczyło się dla mnie tylko to, że Krystian był dobrze wychowany, wykształcony. Nie zwracałam uwagi na jego wady. Szkoda, że to wszystko tak daleko zaszło. Ale! Miałam już przecież tego nie analizować.
Rozmawialiśmy już tak pewnie ponad godzinę i cały czas odsuwałam od siebie myśl, że oto przede mną siedzi mój prześladowca z dzieciństwa. Tłumaczyłam sobie, że przecież minęło już tyle czasu i w sumie nie powinnam czuć do niego urazy. Wtedy był głupim nastolatkiem, zdarza się.
Wszystko było takie pyszne, obsługa bardzo miła, a w tle grała nastrojowa muzyka, a nam serio super się ze sobą rozmawiało. I niestety powoli zaczynałam czuć się niekomfortowo. No bo wiecie, wszystko fajnie, siedzimy i gadamy, ale, do cholery, to jednak była romantyczna kolacja we dwoje. A wiadomo, jak zazwyczaj kończą się takie kolacje…
- Chyba będę musiała już iść… - zaczęłam nieśmiało.
- Tak szybko?
- Tak. Wiesz, obiecałam zająć się jeszcze Amelką. – skłamałam, a w głowie zabrzmiały mi słowa Zuźki i Joanny, że mam wrócić dopiero rano. Boże jedyny, aż się zagotowałam na tę myśl.
- No to cóż. – Łukasz wstał od stołu, a ja zaraz po nim. – Dziękuję za tak miły wieczór.
- Dla mnie to też był bardzo sympatycznie spędzony czas. - uśmiechnęłam się naprawdę szczerze w odpowiedzi.
Łukasz nagle powoli zbliżył się do mnie, a w moim przypadku chyba zadziałał instynkt, bo mimowolnie cofnęłam się o kilka kroków opierając się ostatecznie o altanę. Cóż, ślepa uliczka. Nie musiał już nic mówić, widziałam ten wzrok. Na moje nieszczęście TEN wzrok, po którym facet zazwyczaj pochyla się nad kobietą i jednym pocałunkiem rujnuje jej życie. Powinnam była uciec stąd, prawda? Jednak prawda jest inna, bo najzwyczajniej w świecie nie mogłam się ruszyć. Moje nogi nagle zrobiły się strasznie ciężkie i mogłam tylko patrzeć z ogromnym strachem na zbliżającą się twarz Teodorczyka.
- Nie bój się, nie zrobię ci krzywdy, nie tym razem. – wyszeptał i nie tracił już czas na zbędne frazesy tylko złączył nasze usta w długim i gorącym pocałunku.
Poczułam się jakbym cofnęła się w czasie, serio. Łukasz po prawie 10 latach całował mnie ponownie. I znowu robił to nieziemsko. Czy można przyznawać Nobla w kategorii „pocałunek idealny”?
Tylko, że teraz przede mną stał już nie ten sam Łukasz, który wtedy był głupim nastolatkiem, a ja, cóż, dalej byłam tak samo naiwna, mimo, że przeżyłam w moim życiu już całkiem sporo. Wiedziałam, że będę tego cholernie żałowała, ale jakby chcąc zrobić sobie samej na złość objęłam go za szyję i mimowolnie przysunęłam się bliżej. Piłkarz chyba zrozumiał mowę mojego ciała, bo momentalnie pogłębił nasz pocałunek i ani myślał go kończyć.
Różnica między mną kiedyś a teraz była jedna, bo 9 lat temu byłam w Teodorczyku beznadziejnie zakochana i ten pocałunek był dla mnie jak „6” w totka, dzisiaj natomiast zrozumiałam, że w sumie fajna jest ta wolność. W środę całuję się z Arkiem, w piątek z Łukaszem, fajnie. Zuźka jednak miała rację, że żeby znaleźć księcia, trzeba pocałować wiele żab. To chyba stanie się moim nowym mottem życiowym.
Wszystko dobre jednak  kiedyś się kończy, bo w pewnym momencie Teo powoli odsunął się ode mnie.
- Jednak nadal robisz to w cudowny sposób. – wyszeptał z ewidentnym żarem w oczach. Czyżbym jednak miała wrócić do swojego pokoju dopiero nad ranem? O nie, aż tak naiwna nie byłam.
- Ty też. – uśmiechnęłam się słodko i… uciekłam. Bo przecież uciekanie było nieodłączną częścią mojego życia.

WSZECHWIEDZĄCY NARRATOR 

Łukasz natomiast jeszcze jakąś minutę stał w tym samym miejscu i przetwarzał w głowie, co się przed chwilą stało. Absolutnie nie planował całować Klary. Ale gdy wstała i spojrzał na nią i jej czerwoną szminkę, od razu przypomniały mu się czasy gimnazjalne i po prostu musiał sprawdzić, czy dziewczyna smakuje tak samo, jak wtedy. Bo chociaż 9 lat temu nie była taka śliczna jak teraz, bardzo ją polubił i tylko wpływ kolegów sprawił, że dołączył do dokuczającej jej bandy. Wtedy był totalnym idiotą, ponieważ bał przyznać się kumplom, że polubił tę dziewczynę, podczas gdy oni obrali ją sobie za cel. No i ten cholerny zakład. Poderwał „tego paszteta”, ale nie potrafił jej zaoferować wówczas niczego więcej. I chociaż teraz też przeważnie traktował dziewczyny przedmiotowo, bardzo wstydził się tego, co kiedyś zrobił Klarze. Chciał w jakiś sposób wynagrodzić jej to wszystko i kolacja miała być preludium do tego. A że w dodatku ją pocałował? To był tylko najprzyjemniejszy skutek uboczny, takie buzi na zgodę.
Rozanielony wracał właśnie do hotelu, gdy wpadł na Mąkę.
- No cześć, Krzysiu! Co tam? – przywitał go serdecznie ściskając jego dłoń.
Krzysztof spojrzał na jego twarz z ukosa i nie odpowiadając, zapytał:
- Co ci jest?
- Nic. Stary, właśnie jadłem najsłodsze maliny świata. – rozpromienił się Teodorczyk i pomknął do pokoju.
Mączyński zamyślił się głęboko. Maliny? W Juracie? Chyba jedynie mrożone.
Łukasz natomiast dopiero po wejściu do pokoju zrozumiał, dlaczego Krzysztof patrzył na niego tak dziwnie. Wokół jego ust i na samych ustach znajdowały się czerwone pręgi, które zapewne powstały po pocałunku z Klarą.
***
Tymczasem Bartek, który niechcący podsłuchał ich krótką rozmowę już wiedział, o co chodzi i skąd na twarzy Teo takie czerwony ślady. Godzinę temu widział bowiem Klarę, która w sukience w kwiaty i z czerwoną szminką na ustach zmierza w nieznanym kierunku. Teraz zrozumiał, że Łukasz wcale nie był w malinowym chruśniaku , tylko spotkał się z brunetką, a jej szminka poczyniła takie szkody na ustach i twarzy napastnika.
Na samą myśl o tym, mimowolnie zacisnął pięści i zakłuło go w środku. I sam nie wiedział dlaczego.

KLARA

- Wychodzimy! – wrzasnęła Zuźka, kilka minut po tym, jak opowiedziałam jej ze szczegółami całe spotkanie z Łukaszem. – W sumie to powinnaś tylko się przebrać. Chyba nie zamierzasz siedzieć tutaj i cały wieczór przeżywać pocałunek z Teodorczykiem? Przecież to nie był wasz pierwszy raz.
No nie był. I w sumie nie miałam czego przeżywać, chociaż było całkiem fajnie. Wróć, było nieziemsko. A teraz moja przyjaciółka chciała mnie zabrać do klubu. Tak prawdę mówiąc to nie był zły pomysł, może tam uda mi się odreagować to wszystko?
- Załóż to. – rzuciła mi pod nos czerwony kombinezon.
- O na pewno nie. – zaoponowałam od razu. Miałam totalnie dość czerwieni na dzisiaj.
- Klara, chociaż raz zrób to, co cię proszę.
Jasne. „Raz”. Ja ciągle robiłam coś, o co mnie ktoś prosił. Dlaczego wszyscy decydowali o moim życiu, tylko nie ja? Nawet o tym, w co mam się ubrać. Chyba powinnam pójść na jakiś kurs asertywności, bo znowu uległam i założyłam ten cholerny czerwony kombinezon.
- No widzisz jak pięknie wyglądasz? – wyszczerzyła się Zuźka, a ja pominęłam jej uwagę milczeniem. Chwilę później byłyśmy obydwie gotowe i wyruszyłyśmy podbijać Juratę.
Miałam nadzieję, że nie wpadniemy w klubie na żadnego piłkarza, niestety po raz kolejny moje nadzieje okazały się płonne, bo z nielicznymi wyjątkami, była tam prawie cała reprezentacja.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
Cześć Kochane! :*

Jestem bardzo niedobra, bo jeszcze nie do końca nadrobiłam zaległości na Waszych blogach, ale dajcie mi jeszcze trochę czasu :*

 Wiem, co sobie myślicie. Znowu impreza, znowu pewnie piją, jak ona widzi tych piłkarzy? Przecież zgrupowanie to nie tylko sama zabawa. Cóż, to tylko opowiadanie i to tworzone przeze mnie. Sama jestem osobą emocjonalną, dlatego tak dużo się tutaj dzieje, Klara tak bardzo wszystko przeżywa i generalnie nikt się nie nudzi. Mam nadzieję, że podoba się Wam taki schemat, bo szczerze mówiąc nie potrafiłabym napisać takiego statycznego opowiadania. Moje dzieło ma po prostu poprawiać humor i być miłą odskocznią od codzienności.

Ogólnie to przekroczyłyście 5000 wyświetleń! <3 Jesteście absolutnie cudowne! :*

Cóż, Łukasz chciał wynagrodzić wszystko Klarze, a posunął się, hmmm... Daleko? 
A Klara w końcu zaczyna doceniać zalety bycia wolną. Lepiej późno niż wcale, prawda? :)

Dobra, więcej nie nudzę i daję Wam rozdział do oceny :) Mam nadzieję, że się spodoba :)

Następny pojawi się w przyszły czwartek, tj. 29.09. Przepraszam Inertia, że też publikuję w czwartek, ale tak mi najbardziej pasuje :D

Tym razem łapcie naszą bohaterkę :D