poniedziałek, 24 kwietnia 2017

Chapter twenty-seven




“And I'm not afraid to fade into emotions
'Cause I know that this could be something real”

KLARA

Hotel L’Ermitage, La Baule, Francja, wtorek, 28.06.2016r., godz. 8:00
- Cieszę się, że jesteś tutaj ze mną, wiesz? – szepnął do mnie Łukasz i przekręcił się na bok opierając głowę na dłoni.
- Wiem. – unosząc się na łokciach posłałam mu najbardziej promienny uśmiech, na jaki było mnie stać.
Leżeliśmy w białej pościeli w hotelowym pokoju Łukasza po drugiej wspólnie spędzonej nocy i jednej rzeczy byłam pewna – zakochałam się. Nieodwołalnie, bez pamięci, bez powodu, tak po prostu. Sęk w tym, że jeszcze mu o tym nie powiedziałam…
- Muszę ci o czymś powiedzieć. – odezwaliśmy się oboje w tym samym momencie i od razu wybuchnęliśmy śmiechem.
- Ty pierwszy. – oznajmiłam. – W końcu starsi mają pierwszeństwo.
Blondyn skarcił mnie wzrokiem, że wypominam mu jego wiek, ale przecież i tak nie potrafił się na mnie gniewać.
- No dobra. – westchnął. – Mam nadzieję, że to co zaraz powiem, nie zmieni niczego między nami… - zaczął niepewnie, a ja przyglądałam mu się uważnie próbując odczytać z jego nieprzeniknionej twarzy, co takiego ważnego chce mi powiedzieć. – Ja… Gdy wtedy przyjechałem do Juraty i zobaczyłem cię… Po prostu opadła mi szczęka.
- Widziałam to. – zachichotałam. – Aż ci walizka wyleciała z rąk.
Łukasz przewrócił oczami w odpowiedzi i wyraźnie zniecierpliwił.
- Do sedna. Zrobiłaś na mnie ogromne wrażenie. I po tym wszystkim, co zrobiłem ci, gdy byliśmy w szkole, wtedy… No cóż… Też nie miałem dobrych zamiarów…
- Możesz mówić jaśniej? – skrzywiłam się.
- Będę szczery, bo inaczej nie umiem - moim celem wtedy stało się jedynie zaciągnięcie cię do łóżka. – oznajmił na jednym wydechu i dało się zauważyć, że właśnie zrzucił się z siebie ciążące mu jarzmo.
W tym momencie i po tych słowach cały romantyczny nastrój trafił szlag.
- Aha i to by było na tyle. – skomentowałam i padłam twarzą na poduszkę.
- Klara… - piłkarz pogłaskał mnie po głowie, a ja z ociąganiem podniosłam się i spojrzałam na niego z lekką pogardą. – Ja wiem, jak to brzmi. Nie chciałem jednak ukrywać tego przed tobą, bo byłoby to nie fair.
- Nie no oczywiście. – sarknęłam. – Nie ma to jak usłyszeć od faceta, który niedawno wyznał ci miłość, że na początku to tak naprawdę chciał cię tylko przelecieć.
- Nie mam nic na swoją obronę. – odparł ponuro. – Ale potem zorganizowałem dla ciebie tę pamiętną kolację i uwierz mi, to nie ja dałem cynk paparazzi i to nie przeze mnie powstał ten artykuł w gazecie. Ale wiesz, że tak naprawdę to od tamtej pory jesteśmy razem. – zachichotał, a ja ze złością wbiłam mu palec w żebro.
- Taaak? A ja myślałam, że jesteśmy tylko przyjaciółmi… - oznajmiłam z przekąsem patrząc na niego kątem oka. Widziałam, że połknął haczyk, bo chwilę później poczułam, jak łączy moje usta ze swoimi. Jak zwykle robił to w taki sposób, że zapominałam, gdzie w ogóle jestem.
- Uważasz, że przyjaciele robią takie rzeczy? – zapytał znacząco patrząc na moje usta.
- Z doświadczenia wiem, że przyjaciele czasami robią znacznie więcej… - odpowiedziałam z przekąsem, mając na myśli początek relacji mojej przyjaciółki i Kapustki.
Oczy Łukasza zabłysły na to stwierdzenie i widziałam, że chce się na mnie rzucić, jednak ostatecznie kontynuował temat.
- Nie potrafiłem przestać myśleć o tobie, to stało się silniejsze ode mnie, a potem…
- A potem przyjechałeś na moją obronę. – weszłam mu w słowo.
- Nawet nie wiesz, ile wysiłku kosztowało mnie, żeby dowiedzieć się, kiedy i gdzie będziesz broniła swój licencjat! – oburzył się piłkarz. – Dobrze, że masz taką miłą przyjaciółkę…
- Zuźka ci wszystko powiedziała?! – wytrzeszczyłam oczy z wrażenia. No po kim, jak po kim, ale na pewno po niej nie spodziewałabym się tego, że pomoże Łukaszowi. Chyba musimy poważnie porozmawiać…
- A niby kto? Uważasz, że panie w dziekanacie byłyby takie miłe?
- No nie. – zachichotałam.
- W każdym razie, potem było już tylko gorzej. – Łukasz zrobił smutną minę, a ja nie wiedziałam, o co teraz mu naprawdę chodzi. – Zakochałem się jak dzieciak. – oznajmił patrząc mi głęboko w oczy i głaszcząc kciukiem mój policzek.
- Taaa? A ja cały czas myślałam, że tylko się mną bawisz… - wypięłam język.
- Wydawało mi się, że mam nad wszystkim kontrolę i jestem w stanie powstrzymywać uczucia, ale w rzeczywistości. tak nie było Myślisz, że dlaczego dałem ci wtedy swoją koszulkę? Wcale nie dlatego, że nie chciałem się przed nikim tłumaczyć z głupich plotkarskich artykułów. Ja po prostu chciałem oczyścić sobie teren z potencjalnych rywali i, żebyś chociaż teoretycznie była moja. Mimo to przez długi czas wmawiałem sobie, że nic do ciebie nie czuję. Dopiero Jędza i Mączka uświadomili powagę sytuacji.
No i w tym momencie jego wywodu nie wytrzymałam i prychnęłam śmiechem. Blondyn spojrzał na mnie ściągając brwi i kręcąc z dezaprobatą głową.
- Hahaha! Artur i Krzyś w roli „wujków dobra rada”? Nie wytrzymam! – przekręciłam się momentalnie na plecy i nie potrafiłam się opanować przed dobre dwie minuty.
- Trochę to trwało zanim wyznałem ci miłość, ale w końcu się na to odważyłem. Wiesz, jaki tryb życia prowadziłem wcześniej i myślę, że nie zdziwi cię fakt, że tobie jako pierwszej powiedziałem „kocham”. – dodał, a mnie totalnie zatkało i od razu odechciało mi się śmiać. Zamiast tego podniosłam się i opierając plecy o poduszkę usiadłam.
- Cóż, nie wiem, co powiedzieć… - zaczęłam.
- Może powiesz mi to, co chciałaś powiedzieć?
I tutaj miałam zagwozdkę. Z jednej strony to był idealny moment, żebym i ja wypowiedziała to magiczne słowo, ale z drugiej strony chyba powinnam przyznać się mu, że ja też nie miałam krystalicznych zamiarów wobec niego. Myślałam nad tym intensywnie jakieś pół minuty i postanowiłam to rozegrać po swojemu.
- Mam dla ciebie dwie wiadomości: jedną dobrą, drugą złą. Od której zacząć? – spojrzałam pytająco na Łukasza.
On tymczasem zmienił pozycję na siedzącą, po raz kolejny próbował przeniknąć mnie swoimi oczami i odpowiedział:
- Oczywiście, że od tej złej. Dobra będzie na pocieszenie.
- Ok. – westchnęłam głośno. – Prawda jest taka, że ja też nie miałam wobec ciebie czystych zamiarów. – wydusiłam z siebie, a on spojrzał na mnie pytająco. – Gdy tylko przyjechałeś od Juraty, dotarło do mnie, że jest to idealna okazja ku temu, żeby zemścić się na tobie za to, co zrobiłeś mi w gimnazjum.
- Cóż, skrzywdziłem cię i byłbym kretynem, gdybym sądził, że zdążyłaś mi to wybaczyć.
- Wybaczyć wybaczyłam ci już wcześniej, jednak chciałam ci trochę utrzeć nosa.
- I w jaki sposób miała nastąpić ta „zemsta doskonała”? – zaśmiał się blondyn.
- Najpierw chciałam cię uwieść, a potem z zimną krwią zostawić. – odparłam z triumfującym uśmiechem na ustach, a Łukasz najpierw przeraził się, a potem głośno roześmiał.
- Trafiła kosa na kamień. – skomentował rewelację, jaką mu przed chwilą „sprzedałam” i obejmując mnie ramieniem przyciągnął do siebie. – Chodź tutaj, moja mała mścicielko.
Przylgnęłam do niego i oparłam głowę o jego klatkę piersiową. Czułam jak bardzo bije mu serce. Moje też co chwilę fikało koziołki i było strasznie rozgorączkowane. Czułam się przy nim tak dobrze, jakbym nareszcie znalazła tę przystań, której każda z nas szuka przez całe życie. Łukasz obejmował mnie swoim silnym ramieniem, a ja powoli zaczynałam tracić świadomość, gdzie jestem. Najważniejsze było dla mnie, że jestem przy nim. Nic więcej się nie liczyło.
- Cóż, muszę przyznać, że naprawdę dobrze szło ci to uwodzenie. – zagaił blondyn, a ja podniosłam delikatnie głowę i spojrzałam mu prosto w oczy.
- I tutaj dochodzimy do sedna sprawy i tej dobrej wiadomości. – oświadczyłam. – Przeliczyłam się, bo fajne było wodzić cię za nos, ale nie sądziłam, że po drodze sama się w tym wszystkim zgubię.
Łukasz uniósł brwi ze zdziwienia słysząc moje słowa.
- Te wszystkie powłóczyste spojrzenia, dwuznaczne gesty, pocałunki etc. zaczęły na mnie podświadomie działać. Apogeum tego wszystkiego nastąpiło chyba wtedy, gdy w Krakowie wybraliśmy się razem do klubu. Po tym wszystkim, co wydarzyło się tamtego wieczora między nami, przestałam racjonalnie myśleć. Już nie obchodziło mnie to, czy zemszczę się na tobie czy nie, chciałam tylko, żeby tamten wieczór trwał wiecznie. Byłeś taki czarujący i tak pięknie mnie uwodziłeś, że już wtedy straciłam totalnie głowę. Byłam tym wszystkim tak przerażona, ponieważ sądziłam, że chcesz się mną tylko zabawić. Bałam się, że zaciągniesz mnie do łóżka, a potem po prostu zostawisz, jak zużytą zabawkę. A w dodatku wszyscy myśleli, że faktycznie jesteśmy razem i to jeszcze bardziej działało na moją wyobraźnię. Potem jednak przestałeś się do mnie odzywać…
- Dla mnie to też nie było takie proste. – próbował się obronić Łukasz. – Cały czas o tobie myślałem i powoli utwierdzałem się w przekonaniu, że czuję do ciebie coś wyjątkowego.
- Ale najlepsze było to, jak z nie wiadomego powodu przyszłam do waszego hotelu. Nogi same mnie tutaj przywiodły, a ja nie potrafiłam znaleźć żadnego racjonalnego powodu, dlaczego się tutaj znalazłam. I wtedy, gdy wyznałeś mi miłość, ja też coś zrozumiałam… - zawiesiłam na chwilę głos, widząc, że Łukasz uważnie mi się przysłuchuje. Spojrzałam na niego znacząco i wydusiłam z siebie jedno ważne zdanie. – Zrozumiałam, że ja nie chcę się na tobie mścić i co gorsza czuję do ciebie to samo. Kocham cię, Łukasz. – wyszeptałam, a w jego oczach momentalnie zabłysnęły iskierki szczęścia. Zagryzłam wargi patrząc na jego błękitne tęczówki, a on pochylił się nade mną i całował długo i namiętnie.
W tym momencie zastanawiałam się, czy to wszystko śni mi się, czy to jest prawda. Wiedziałam jedno – niezależnie od tego, czy była to jawa czy też nie, nigdy nie czułam się szczęśliwsza niż teraz. 
Posłuchaj 


“And I would give you everything baby.
Can you feel this energy take it.
You can have the best me baby.”


WSZECHWIEDZĄCY NARRATOR
Dwie godziny później później na placu zabaw przed hotelem…
- A może Marysia? – wyszczerzył się Piszczek w stronę żony, która siedziała obok niego na ławce, podczas gdy ich córka szalała na placu zabaw.
- Marysia? No nie wiem… - Joanna wyraźnie nie była przekonana co do propozycji męża.
Piszczkowie byli tuż po śniadaniu i właśnie dyskutowali nad imieniem dla dziecka, która za kilka miesięcy miało się urodzić. Niestety nie znali jeszcze płci, ponieważ ich bobas był wyjątkowo wstydliwy i na usg za nic w świecie nie chciał pokazać, co ma między nogami albo czy też nic nie ma i za każdym razem pokazywał swoim rodzicom i lekarzowi, gdzie ich ma, czyli w d… Pupie.
- No dobra, to może teraz podyskutujemy o imieniu dla chłopca? – zaproponował Piszczu, a Asia zgodnie kiwnęła głową.
- Mamusiu, a może Alan? – Amelka podbiegła do nich nagle cała zziajana. – Mamy w przedszkolu nowego kolegę i bardzo go lubię.
- Alan? Całkiem niezła propozycja… - oświadczyła delikatnie Joanna, a gdy tylko ich córeczka pobiegła z powrotem na huśtawkę nacięła się na ostre spojrzenie męża.
- Alan?! Zwariowałaś?! – syknął, chociaż prawie nigdy nie złościł się na brunetkę.
- O co ci chodzi? – zirytowała się pani Piszczek. – Amelka zaproponowała taka imię, a ja tylko wyraziłam swoje zdanie. Przecież to nowoczesne imię.
- Może i nowoczesne, ale bardzo niefortunne! Wyobrażasz sobie, co by się stało, gdybym się nagle przejęzyczył i na własnego syna zawołał „Anal”?! Złamałbym życie własnemu dziecku. – sapnął piłkarz.
- No dobrze, może masz rację. – zgodziła się Joanna. – A może Staś? Po twoim tacie.
- To nie jest wcale taki zły pomysł. – Piszczek błysnął zębami w odpowiedzi i objął żonę ramieniem. – Na pewno coś wymyślimy.

KLARA
Stade Velodrome,  Marsylia, Francja, czwartek, 30.06.2016r., godz. 19:30
Zeszłyśmy z Zuzią do podziemia, żeby już tradycyjnie wesprzeć naszych facetów przed meczem. Próbowałam odszukać wzrokiem Łukasza, jednak nie udało im się to, a w oczy rzuciło mi się całkiem, co innego.
- Zuźka, czy ty widzisz to samo co ja? – zapytałam z niedowierzaniem moją przyjaciółkę wskazując jej delikatnie kilka obiektów, które zachowywały się co najmniej dziwnie.
Otóż kilka z żon i partnerek naszych piłkarzy stały przy Ronaldo i wdzięcząc się dziwnie pozowały razem z nim do zdjęcia. Moja przyjaciółka pokręciła z dezaprobatą głową, a ja niestety zostałam zauważona przez Anię Lewandowską.
- Klara, chodź zrobisz sobie zdjęcie z Christiano! – machnęła do mnie zachęcająco ręką, a sam Portugalczyk błysnął białymi zębami, które odbijając się od śniadej karnacji oślepiały swoim blaskiem.
Skrzywiłam się niemiłosiernie, bo zdjęcie z nim nie było mi do niczego potrzebne.
- Daj spokój, Ania, przecież to bubek! – oznajmiłam zniesmaczona.
- Bubek? What does it mean „bubek”? – zapytał Christiano Anię.
Lewandowska zrobiła przestraszoną minę, jakby nie wiedząc, jak wytłumaczyć piłkarzowi to określenie.
- Ymmmm… Bubek… This is very handsome man! – odrzekła rezolutnie i na potwierdzenie tego pokiwała energicznie głową.
Tymczasem Christiano ponownie błysnął zębami w moim kierunku i nawet puścił oczko, a ja pokręciłam tylko głową i pociągnęłam za sobą Zuźkę.
WSZECHWIEDZĄCY NARRATOR
Na ten dzień wszyscy czekali z niecierpliwością – Polacy mieli zawalczyć z reprezentacją Portugalii o półfinał Mistrzostw Europy. Patrząc na dotychczasową dyspozycję rywali na EURO, wydawało się, że jest to mecz do wygrania, ponieważ w fazie grupowej Portugalczycy zaliczyli jedynie 3 remisy, a w 1/8 finału po słabym meczu wygrali z Chorwacją.
Skład naszej reprezentacji był identyczny jak w meczu ze Szwajcarią, a na trybunach marsylskiego stadionu zasiadło ponad 30 tysięcy Polaków. Równo o godzinie 21 zabrzmiał gwizdek sędziego rozpoczynający to niezwykle ważne spotkanie.
Polacy bardzo szybko weszli w mecz. Już w 2. minucie Kamil Grosicki z lewego skrzydła dośrodkował piłkę w pole karne. Tam futbolówka znalazła się obok kapitana naszej kadry, Roberta Lewandowskiego, a ten zamienił podanie w gola. Portugalczycy byli wyraźnie pogubienie dobrą dyspozycją „biało-czerwonych” i odbijało się to na ich grze. Do naszej bramki próbował zbliżyć się Ronaldo, jednak co chwilę trafiał na naszych obrońców, którzy skutecznie mu to uniemożliwiali. Lewy miał kolejną szansę na zdobycie gola w 17. minucie tego spotkania, gdy otrzymał podanie od Arka Milika, oddał strzał, jednak ostatecznie piłka znalazła się w rękach Rui Patricio. Nasi rywale zaczęli przejmować inicjatywę mniej więcej po 30 minutach meczu. Polacy wyraźnie stracili czujność i niestety w 33. minucie piłkę do naszej bramki posłał Renato Sanches. W kolejnych minutach pierwszej połowy na szczęście nie wydarzyło się już nic złego i na przerwie wynik na tablicy wskazywał remis 1:1.
Na początku drugiej części spotkania do głosu doszedł Łukasz Piszczek, który zapisał na swoim koncie kilka dośrodkowań, jednak ostatecznie nie zostały one zamienione przez żadnego z jego kolegów w strzelone bramki. Serca kibiców na pewno zadrżały w 64. minucie, gdy Cedric zdecydował się na mocny strzał z dużej odległości. Na szczęście dla nas portugalski piłkarz przestrzelił i ostatecznie piłka nie znalazła się w świetle bramki. W 69. minucie  swojej szansy nie wykorzystał Arek Milik. Polski napastnik otrzymał futbolówkę po dośrodkowaniu Jędzy, jednak został zblokowany przez Pepe. „Biało-czerwoni” ambitnie walczyli, jednak rywale wcale nie oddawali im pola i dlatego na tablicy wyników cały czas widniał remis. Dopiero w 82. minucie trener Adam Nawałka zdecydował się na pierwszą zmianę w swoim zespole i na boisku w miejsce Kamila Grosickiego pojawił się Bartosz Kapustka.
Jako że w doliczonej 93. minucie spotkanie nie zostało rozstrzygnięte o wyniku miała zadecydować dogrywka. Niestety również dodatkowe 30 minut gry nie przyniosło oczekiwanego rezultatu i obydwie reprezentacje miały zmierzyć się w rzutach karnych. Pierwsze trzy strzały wykonywali Robert Lewandowski, Arek Milik i Kamil Glik. Ta sztuka im się udała, ponieważ wszyscy trzej pokonali portugalskiego bramkarza. Jednakże nasi rywali równie skutecznie trafiali do naszej bramki.

KLARA
Gdy do linii 11. metra podszedł Kuba, wszyscy wstrzymali oddechy. Ufaliśmy, że tak doświadczony zawodnik jak Błaszczu nie zawiedzie. Widziałam, jak bardzo jest skupiony na piłce i na tym, że trafiła ona w światło bramki. W końcu nadszedł ten moment i Kuba oddał strzał. Jakby w zwolnionym tempie widziałam, że piłka obsuwa się po rękach portugalskiego bramkarza i ostatecznie nie ląduje w bramce. Nadzieja pozostała jeszcze w Łukaszu Fabiańskim, który właśnie przygotowywał się do obrony rzutu karnego kolejnego z Portugalczyków. Niestety nasz bramkarz nie wyczuł intencji Quaresmy i futbolówka znalazła się w naszej bramce.
To oznaczało tylko jedno – koniec naszych marzeń o zdobyciu mistrzostwa. Dosłownie poczułam, jak zamiera ta część boiska i trybun, gdzie znajdowali się Polacy. Jak przez mgłę słyszałam tylko dzikie okrzyki Portugalczyków, którzy cieszyli się z awansu.
Widziałam, że Kuba ukrywa twarz w dłoniach. Sama poczułam, jak niesforne krople wypływają z moich oczu i toczą się po policzkach. Żadna z nas siedzących na trybunie rodzinnej nie była w stanie wydusić z siebie ani słowa. Jedynie Agata jak w amoku wymawiała imię męża: „Kuba, Kuba, Kuba”. W pewnej chwili poczułam, jak Zuźka bierze mnie za rękę. Spojrzałam na nią, a jej oczy też wypełniały łzy. Przeniosłam wzrok na moją siostrę, a ta trzymała na rękach Amelka i dosłownie płakała jej w rękach.
- Nie maltw się, mamusiu. Dla mnie i tak są mistzami. – powiedziała delikatnie moja siostrzenica i mocno złapała mamę za szyję.
Nikt z nas jednak nie obwiniał Kuby. To mogło zdarzyć się każdemu z zawodników. Równie dobrze chybić mógł mój szwagier albo i nawet sam Robert. To był sport – ktoś wygrywa, a ktoś przegrywa.
***
Pół godziny później…
Mogłabym pokusić się o stwierdzenie, że trzydzieści minut później emocje powinny już opaść, ale doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, jak bardzo ważne były to rozgrywki dla naszych piłkarzy i podświadomie bałam się iść pod szatnię. Wiedziałam, że zastanę tam chłopaków w stanie, w jakim nigdy wcześniej ich nie widziałam. I może mogłabym stchórzyć i nie iść tam, jednak miałam obowiązki – jednym z przegranych był mój chłopak.
Z bijącym sercem zeszłam do podziemi razem z Zuzią i skierowałyśmy się w stronę szatni, skąd zaczęli powoli wychodzić piłkarze. Tego widoku nie zapomnę do końca życia. Każdy z nich miał opuszczoną głowę, a gdy tylko któryś z nich ją podniósł, od razu było widać czerwone od płaczu oczy. Nawet najwięksi wesołkowie kadry, czyli Jędza i Mączka szli obok siebie w milczeniu i nie patrzyli na nikogo. Za nimi wolnym krokiem posuwali się mój szwagier i Kuba. On miał z nich wszystkich najciężej, jednak co chwilę któryś z chłopaków podchodził do niego i pokrzepiająco klepał po plecach.
- Gdzie Asia? – zapytał Łukasz.
- Już idzie tutaj z Amelką i Agatą. – odpowiedziałam tylko. Chciałam ich w jakikolwiek sposób pocieszyć, przytulić, ale wiedziałam, że teraz potrzeba im tylko obecności najbliższych osób.
W końcu z szatni wyłonił się mój Łukasz. Mina zbitego psa, czerwone oczy, pochylona sylwetka – na jego widok poczułam bolesne ukłucie w sercu. Niewiele myśląc podbiegłam do niego i zarzuciłam mu ręce na szyję. Piłkarz oparł swoje czoło o moje i boleśnie spojrzał mi w oczy.  
- To koniec, Klara. – wyszeptał.
- To nie koniec. To dopiero początek. – odpowiedziałam i przycisnęłam jego głowę do swojego ramienia, jednocześnie mocno go obejmując, jakbym chciała złączyć nasze ciała w jedno.
Bo może to był koniec przygody na EURO, ale dla mnie i Łukasza to był nowy rozdział w życiu. Nasz wspólny.
--------------------------------------------------------------------------------------


 Dobry wieczór! :*

W dzisiejszym rozdziale już w pełni wracamy do naszej zakochanej pary. Najpierw ułożyło się Arkowi i Alicji, potem Bartkowi i Zuzi, a ostatnio Adrianowi i Angeli. Także wszyscy są szczęśliwi i teraz skupimy się na losach głównej bohaterki, co nie oznacza, że pozostali bohaterowie znikają z opowiadania. Będą oczywiście, ale już tylko jako tło. 

Zarazem oświadczam, że jest to ostatni rozdział w tym opowiadaniu... 

Tak jak mówiłam jednak wcześniej, teraz czas na drugą część opowiadania. Będzie ona może trochę bardziej dramatyczna, ale myślę, że również będzie obfitowała w wiele wątków humorystycznych. Niczego więcej nie zdradzam! :*

Pierwszy rozdział nowej części nie wiem kiedy się pojawi. Może za 2 tygodnie, może za miesiąc? Nie wiem. Będę Was informowała w komentarzach pod tym rozdziałem :)

Dzisiaj aż 3 prezenty dla Was! 
Bramka Lewego, Kuba i Piszczu :D