wtorek, 5 lipca 2016

Chapter one




"...Now I feel my heart beating, I feel my heart underneath my skin And I feel my heart beating
Oh you make me feel like I’m alive again..."

KLARA

Niesiona niekoniecznie pozytywnymi myślami nie zauważyłam, że autobus wjechał do Gdańska. Mijaliśmy stare kamienice w Orunii, a ja nadal nie potrafiłam znaleźć sposobu na zemstę idealną. Odstawić się na bóstwo i zrobić na nim wrażenie, żeby wiedział co stracił? Nie zadziała, bo to ja zawsze byłam jego ozdobą i wszyscy jego koledzy mu mnie zazdrościli. No dobra, jeden punkt skreślony, czas na kolejny: namieszać w jego nowym „związku”? Odpada, nie mam aż takiego niskiego mniemania o sobie. Może mój szwagier mi pomoże? No chyba nie, przecież on nie ma zielonego pojęcia o nieszczęśliwej miłości.
Wiem, że mogłabym zostawić ten temat, takim jaki jest, ale przecież nie byłabym sobą, gdybym nie zrobiła czegoś, żeby uprzykrzyć jakoś życie Krystiankowi. Ale powoli, ten odpowiedni koncept kiedyś w końcu przyjdzie mi do głowy, szybko wcielę go w życie, a potem… Voila! Krystian do końca życia będzie żałował, że mnie zostawił.
Ta myśl szybko podniosła mnie na duchu, a tymczasem mój autobus dojechał do gdańskiego dworca. Na peronie już stali Asia i Łukasz. Moja siostra wyglądała jak zwykle cudownie. Ona chociażby i nie chciała, zawsze była tak piekielnie seksowna. Piszczu też wyglądał całkiem przystojnie i jak zwykle wystawiał na słońce swoje zęby. Dziwne, że nadal były takie białe.
- Lara! – wykrzyknął Piszczek, który pewnie zdążył rozdać już autografy połowie populacji Gdańska.
- Klara, idioto. – mruknęłam i uściskałam go, a on wycisnął na moim policzku soczysty i mokry całus.
- Fuuuuj! – wytarłam twarz rękawem do kurtki. – Chcesz mi zrujnować makijaż?!
Oczywiście makijażu nie miałam żadnego, bo i po co? Już nie mam się dla kogo malować i stroić, toteż mój strój zdecydowanie odbiegał od standardów.
- Moja malutka siostrzyczka! – Joanna mocno mnie przytuliła na powitanie, a po chwili spojrzała głęboko w oczy – Jak się czujesz?
- Chyba nie tak jak powinnam. – odpowiedziałam szczerze.
Było między nami 6 lat różnicy, a mimo to już od dzieciństwa byłyśmy dla siebie najlepszymi przyjaciółkami. To do mnie dzwoniła, gdy Łukasz był na meczu wyjazdowym, a ona miała kryzys i czuła się bardzo samotna. To do niej jako pierwszej dzwoniłam, gdy nie zdałam jakiegoś egzaminu lub pokłóciłam się z Krystianem. Mimo, że na co dzień dzieliło nas ponad 1000 km, zawsze znalazłyśmy czas na rozmowę i, mogę to powiedzieć śmiało, Joanna była najbliższą i najważniejszą osobą w moim życiu. Teraz też nie chciałam jej okłamywać i zakładać maski obojętności, ponieważ wiedziałam, że i tak czeka nas długa siostrzana rozmowa o życiu.
- A gdzie zostawiliście małego potworka? – zapytałam, ponieważ nigdzie nie mogłam znaleźć Amelki, o ile już nie szuka jej policja. To dziecko miało niesamowity talent w ukrywaniu się przed rodzicami. Gdy Piszczkowie wybierali się gdzieś nad morze i szli na plażę, Joanna zawsze zakładała jej szelki, żeby móc ją jakoś utrzymać, ponieważ wystarczało kilka sekund nieuwagi, a ten potworek znikał z pola widzenia.
- Amelka została z Agatą. – poinformował mnie Łukasz. – Nie chcieliśmy jej zabierać do miasta. Wiesz jak z nią jest.
Oj tak, wiedziałam o tym doskonale. Raz w życiu zabrałam ją do galerii handlowej i to był pierwszy i ostatni raz. Ten mały pożeracz bobofrutów schował się do przymierzalni, a ja przez ten czas zdążyłam oblecieć w panice wszystkie sklepy i poinformować ochronę. Nigdy więcej. Chyba w prezencie urodzinowym kupię jej smycz .
Piszczu wziął moją walizkę i we trójkę pomaszerowaliśmy do ich auta. Sprawnie wyjechaliśmy z Gdańska i już po godzinie wjeżdżaliśmy na parking przed hotelem.  Wysiadłam z samochodu i od razu owionęła mnie morska bryza. Widok na morze był przepiękny i cały ten klimat sprawił, że zrobiłam się spokojniejsza, na chwilę.
Nagle usłyszałam przeraźliwy pisk, który niestety zbliżał się do mnie z prędkością światła. Po chwili już czułam jak małe pulchne rączki obejmują moje łydki. W jednej chwili zrozumiałam, że muszę od razu zareagować, bo Amelce już zdarzało się ugryźć, gdy dana osoba nie zwracała na nią uwagi przez kilka sekund. Mimo wszystko jednak kochałam tego małego potworka. W dużej mierze dlatego, że na całe swoje szczęście nie odziedziczyła charakteru po poczciwych rodzicach, a po mnie – wrednej, charakternej ciotce.
- Ciocia, Lala! – tak, niestety, Mała nie wymawia jeszcze „r” i tak oto zamiast Lary (jak nazywał mnie Łukasz) zostałam przechrzczona na Lalę.
- Chodź tutaj, mój mały gnomie. – wzięłam ją na ręce i wycałowałam po całej ślicznej twarzyczce.
Amelka w odpowiedzi ścisnęła mnie tak mocno za szyję, że przysięgam, moje oczy prawie wyszły mi z orbit. Zaczynało mi już brakować tlenu i w ostatniej chwili wyjąkałam:
- Kochanie, czy ty trenujesz zapasy?
- Nie, ale w psysłości chcę być jak ciocia Ania. Chcę tlenować kalate.– odrzekła rezolutnie, ku mojej rozpaczy, wcale nie rozluźniając uścisku. Ach tak, karate. Boże, to dziecko już w wieku 4 lat ma mordercze instynkty, aż strach ją puszczać gdziekolwiek, jeszcze zabije jakieś dziecko na treningu.
- A możesz puścić ciocię? – to było ostatnie zdanie na jakie było mnie stać. Poczułam jak robię się sinozielona.
- Dobze. – puściła moją szyję, a ja w końcu odetchnęłam pełną piersią.
Po chwili poczułam wibracje w kieszeni moich dżinsów. Wyjęłam telefon, a moim oczom ukazało się zdjęcie mamy.
- Tak? – odebrałam.
- Halo? Klara, dziecko, słyszysz mnie? – mama prawie krzyczała do telefonu. Pewnie znowu nie miała zasięgu, co w naszym rodzinnym domu było zjawiskiem nagminnym.  Cóż, mieszkanie w głuszy ma swoje plusy dodatnie i plusy ujemne.
- Pewnie znowu nie ma tam zasięgu – prychnął Łukasz, na co moja siostra dość dotkliwie umieściła swoją lewą stopę na jego prawej, jakże drogiej.
- Auuuuu! – zawył mój szwagier. Bynajmniej żadna z nas w tym momencie go nie pożałowała. Należało się mu! – Wiesz ile jest warta ta stopa?!
- Na pewno nie mniej niż mój honor! – fuknęła Aśka i wzięła się pod boki.
- Halo? Mamo?
- Klara, Kochanie, niczym się nie przejmuj ten idiota nie był ciebie wart. Odpocznij tam sobie. – mam wręcz krzyczała do telefonu, a ja z uwieszoną na szyi Amelką kierowałam się w stronę wejścia do hotelu, który był osłonięty drzewami, a za mną, a jakże, mój tragarz, Piszczu.
- Dobrze, mamo, będę odpoczywać. – odpowiedziałam, ale wątpię, że mama to usłyszała.
- Znajdź sobie tam jakiegoś piłkarza i go poderwij! – wykrzyknęła jeszcze, czym prawie wprawiła mnie w furię.
- MAMO!!! – wrzasnęłam do telefonu aż coś zatrzeszczało na linii.
- Dobrze, zadzwonię potem. Pa skarbie! – mama nareszcie się rozłączyła, a Amelka wymknęła się z moich ramion i popędziła w stronę rodzicielki.
- Mamusiu! A babcia powiedziała cioci, żeby podelwała jakiegoś piłkarza! – oznajmiła rezolutnie ciągnąc matkę za rękaw płaszcza. – Co to znacy „podlywać”?
Łukasz zaśmiał się tak głośno, że pewnie słyszano go na całym Półwyspie Helskim, a ja zgromiłam go wzrokiem. Dopiero teraz mogłam się rozejrzeć i ujrzałam przepiękny, luksusowy hotel. No cóż. Może to mój przyjazd tutaj nie był jednak aż tak złym pomysłem? Dla takich luksusów zniosę nawet tych buraków. Lustrację terenu rozpoczęłam na moje nieszczęście od góry tj. od błękitnego nieba i wielkich balkonów. Zjeżdżając wzrokiem niżej mój uśmiech powoli zaczynał gasnąć, bowiem na ławkach przed hotelem siedziała już zgraja facetów, zapewne piłkarzy. Wróć, zgraja baranów ubranych w reprezentacyjne koszulki. 
Hmm, oni są całkiem przystojni. Nie, oni może i są przystojni, ale na Boga, to dalej piłkarze! A piłkarzy omijam z daleka.
W jednej chwili pojęłam też, że oni słyszeli wywód mojej rezolutnej siostrzenicy, a teraz patrzyli na mnie uważnie. Ja poczerwieniałam i bez namysłu ściągnęłam daszek od czapki jeszcze niżej, byle tylko nie zobaczyli mojej twarzy, po czym szybko pomknęłam zameldować się w recepcji.

NIEZALEŻNY OBSERWATOR

Piszczu przystanął przed wejściem do hotelu i machnął ręką chłopakom. Walizka Klary była tak ciężka, że aż musiał wziąć kilka głębokich wdechów. Co ona tam przywiozła, do cholery, kamienie?
Widząc brak zainteresowania ze strony chłopaków w kierunku Klary poruszył wąsikami, których nie miał i zamyślił się. Jak to możliwe, że jej nie zauważyli? Chcąc rozwiać własne wątpliwości podszedł do kolegów siedzących na ławkach.
- Co za chłopca nam przywiozłeś?- zapytał Pazdan, czym wprawił Łukasza w jeszcze większe zdumienie. - Będzie nosił nasze torby?
- Jak na razie to ja noszę jej torby. – mruknął Piszczek i wziął kolejny głęboki wdech.
- Łysy, tobie chyba na mózg padło! Chłopak miałby takie długie włosy? I takie krągłości? Tuuu i tuuu – zarechotał Jędza i zademonstrowal odpowiednie wypukłości zarówno u góry jak i u dołu tułowia.
- I jeszcze torebkę na ramieniu. – słusznie zauważył Mąka. – Ej, Piszczu, a może to jakiś Tinky-Winky?
Łukasz westchnął i odparł:
- Wiele rzeczy się zmienia, ale pewnie nigdy się nie zmienią. – rzekł filozoficznie. – Mąka, jak byłeś durny, jesteś durny i durny pozostaniesz.To moja szwagierka.
Chłopaki ryknęli zgodnie gromkim śmiechem, a Piszczek wziął do ręki walizkę i pomaszerował do pokoju Klary. 


„…I wanna savor, save it for later, The taste of flavor, cause I'm a taker, Cause I'm a giver, it's only nature, I live for danger…”

KLARA

Od razu po wyjściu Piszczków z mojego pokoju rzuciłam się na łóżko. Było takie ogromne i wygodne. Mogłabym nie wychodzić z niego aż do końca wyjazdu. A więc to tutaj miałam przebywać przez kolejnych kilka dni? Pomysł przyjazdu do Juraty coraz bardziej zaczynał mi się podobać. I jeszcze morze tuż za ogrodzeniem.
- Życie jak w Madrycie! – rzekłam do samej siebie i po raz pierwszy od miesiąca szczerze się uśmiechnęłam. Rozejrzałam się po eleganckim wnętrzu i zanotowałam piękny kryształowy żyrandol, ogromne drzwi balkonowe i spory przynależący do pokoju taras. Wyszłam na niego i aż zachłysnęłam się widząc ten widok. Morze rozciągało się po horyzont i oprócz niego nie było widać praktycznie nic innego. Dla mnie, przyszłego oceanografa, był to widok jak marzenie.
Szybko zrzuciłam brudne ciuszki z siebie i skierowałam się do łazienki. Weszłam pod prysznic, odkręciłam kurek z wodą i już po chwili ciepła woda zmywała ze mnie trudy podróży. Wytarłam szybko ciało, włosy zawinęłam w ręcznik i założyłam na siebie biały hotelowy szlafrok. Uklękłam przed walizką i otworzyłam ją w poszukiwaniu czystych ubrań.
- O nieeeeeeeeeeeeee! – wrzasnęłam widząc jej zawartość. W walizce roiło się od kolorowych, seksownych ciuszków, które absolutnie nie pasowały do mojego stanu ducha.
W panice zaczęłam wyrzucać wszystko na podłogę, ale niestety nie było tam niczego luźnego i wygodnego. Same spódniczki, sukienki, topy na ramiączkach i szpilki. No, były jedne baleriny, ale to też są bardzo dziewczęce buty.
Usiadłam zrezygnowana na podłodze i byłabym się popłakała, ale w porę przypomniałam sobie, że kilka pokoi dalej mieszka moja siostra. Wypaliłam jak z procy z mojego apartamentu i… od razu odbiłam się do czerwonego torsu.
- O boże! Przepraszam. – bąknęłam. Podniosłam wzrok, a moim oczom ukazała się niezwykle przystojna męska twarz. Sądząc po koszulce reprezentacyjnej to na pewno był pilkarz. Fuuuuuuuj.
- Wystarczy Bartek. – wyszczerzył się brunet, a ja niewiele myśląc oddaliłam się i wparowałam do pokoju Piszczków.
- Aśka, ratuj! – wrzasnęłam już na progu.
- Co się stało? – Joanna wystawiła głowę zza drzwi łazienki.
- Mama spakowała mi same kobiece fatałaszki. – rzekłam zrezygnowana i usiadłam na łóżku.
- I prawidłowo. – odpowiedziała moja siostra. – Kobieto, tutaj jest zgraja napalonych facetów. Musisz to jakoś wykorzystać.
- Ty chyba żartujesz! – wypięłam jej język w odpowiedzi. – Mam wyrywać ptasie móżdżki, które kopią piłkę? Never!
- Przesadzasz! – odkrzyknęła mi Joanna, która zapewne się malowała. – Piłkarze nie są tacy źli. Spójrz na mojego Łukasza.
- Twój Łukasz to wyjątek od reguły, a każdy wyjątek ją potwierdza. Dziękuję, dobranoc.
- Jeszcze zmienisz zdanie! – Aśka dalej próbowała mnie przekonać do swojej racji, ale ja i piłkarz? RAZEM? Nie ma opcji.
- Co nie zmienia faktu, że mogłabyś mi pożyczyć jakieś luźne ciuchy.
- Gdybym miała to bym Ci dała, ale znasz mój styl. Mam jedyne sportowe buty, ale są mi dzisiaj akurat potrzebne.
- No trudno. Muszę sobie jakoś poradzić. – odpowiedziałam smutno chcąc wzbudzić jej litość, ale na nic się to zdało.
- Za godzinę jest obiad. Spotkamy się na dole. – powiedziała jeszcze, a ja podreptałam powoli do własnego lokum.
NIEZALEŻNY OBSERWATOR

Piłkarze sporą grupką oczekiwali na otwarcie jadalni, gdy nagle na schodach ukazało im się nieziemskie zjawisko, które delikatnie pokonywało schody w niebotycznych szpilkach. Żaden z nich jednak nie rozpoznał w niej dziewczyny w czapce, która jeszcze 2 godziny temu wchodziła do hotelu i, którą Michał Pazdan wziął za boya hotelowego.
Teraz, Klara, bo to o niej mowa, ubrana niezwykle seksownie modliła się, żeby tylko nie spaść ze schodów i powolutku zmierzała na dół. Pytacie skąd taka zmiana?
Otóż nasza piękność zawsze wychodziła cało z opresji i chcąc nie chcąc, teraz musiała dostosować się do sytuacji i założyć to, co miała w walizce. Dodała do tego perfekcyjny makijaż, a efekt końcowy przeszedł jej najśmielsze oczekiwania.
- Zupełnie jak moja Celia! – rzekł urzeczony tym widokiem Krychowiak.
Miny im zrzedły, gdy owo zjawisko ze słodką miną pomachało do Piszczka.
- Piszczu, ty ją znasz?! – Jędza momentalnie doskoczył do niego.
- Jasne, to przecież moja szwagierka. – uśmiechnął się szeroko blondyn.
- Widzisz, ty durniu? Masz swojego Tinky-Winky! – Artur zwrócił się do Mąki.
Krzysztof w odpowiedzi tylko się przeżegnał.

Tymczasem Arkadiusz Milik właśnie dojeżdżał do hotelu Bryza. W jego luksusowym audi oprócz niego samego i jego drugiej połówki znajdowało się mnóstwo walizek, z których tylko jedna należała do piłkarza, a reszta do jego dziewczyny.
Wysunięty napastnik i jego dziewczę niestety od kilku dni nie mogło się dogadać. Arek miał cichą nadzieję, że wyjazd na zgrupowaniu uleczy ich relację, ale niestety już w drodze Angela zaprezentowała całe spektrum swoich zgryzot. A to, że jest korek, a to, że świeci słońce, a to, że nie świeci, a pada deszcz, a to, że Milik jedzie za wolno, a to, że za szybko. Totalnie nie dało się z nią wytrzymać. Arkadiusza już po 10 minutach drogi z rodzinnego domu rozbolała głowa, ale jako kierowca niestety nie mógł poratować się żadnymi medykamentami i musiał dzielnie walczyć zarówno z marudzeniem Angeli, jak i z nieznośnym bólem.
Już prawie podjeżdżał pod hotel, gdy zauważył, że w jego kierunku zmierza piekielnie seksowna i piękna istota. Pech chciał, że Arek zapatrzony w to zjawisko wjechał w kałużę i anioł zamienił się w zmokłą kurę. Momentalnie zahamował i wypadł jak proca z samochodu, nie zwracając uwagi na swoją drugą połowę, która rozpoczęła lament.
Tymczasem Klara, bo to ona była tym zjawiskiem początkowo zaszokowana tym, że jeszcze przed chwilą wyglądała jak bogini, a teraz, co najwyżej jak Włóczykij skierowała się w stronę piłkarza i wbijając mu palec w klatkę piersiową wycedziła przez zęby:
- Tyyyyy świnio! Zamienię twoje życie w piekło! – wykrzyknęła i szybko pomknęła do hotelu.
Milik tymczasem z ogromnym bananem na ustach zawrócił do samochodu i zaczął wyjmować bagaże Angeli.
- Co to za furiatka? – zapytała go brunetka.
- Nie wiem. – odpowiedział zgodnie z prawdą i dodał w myśli – Ale już mi się podoba.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witam Was serdecznie w pierwszym rozdziale! 
Może nie wydarzyło się tutaj zbyt dużo, ale to dopiero wstęp do historii Klary. 
Jak widzicie opowiadanie będzie prowadzone w dwóch narracjach: większość będzie przedstawiała przemyślenia Klary, a część jako narrator przygody piłkarzy. Mam nadzieję, że odpowiada Wam taki system.
Kolejny rozdział pojawi się dopiero ok. 20 lipca, ponieważ wyjeżdżam na wakacje. 
Czekam na Wasze komentarze i całuję! 

P.S. Jest mi niezmiernie miło, że aż tyle z Was skomentowało prolog. Postaram się nie zawieść Was :) 

P.S. 2 Łapcie Klarę!

niedziela, 3 lipca 2016

Prolog



”…Tell  it to my heart. Tell me I’m the only one. Is this really love or just a game...”

NIEZALEŻNY OBSERWATOR


- Dzwoniła mama. – Joanna spojrzała poważnie na swojego męża, Łukasza.
- I? – uniósł brwi i nie czekając na odpowiedź żony zaśmiał się – Pewnie opowiadała co tam słychać w „wielkim świecie”.
Brunetka momentalnie zgromiła go wzrokiem. Powód był oczywisty – piłkarz ironizował z pochodzenia swojej małżonki, której rodzinny dom znajdował się w niewielkiej wsi Olszewo położonej w okolicach Szczytna.
- I kto to mówi! – wykrzyknęła. - Za każdym razem piejesz, kiedy jedziemy do moich rodziców!
- Nie mogę uwierzyć. – roześmiał się głośno obrońca naszej reprezentacji. – Jesteśmy po ślubie już 3 lata, a ty dalej tak łatwo dajesz się podpuszczać.
- Pfff! – obruszyła się kobieta – Znamy się już 8 lat, a ty nadal nie zmieniasz repertuaru swoich głupich żartów!
Piszczka co prawda zamurowało na stwierdzenie żony, ale już po chwili podszedł i mocno ją przytulił. – No dobrze, już dobrze. – pogłaskał ją po głowie – Opowiadaj, co mówiła najlepsza teściowa pod słońcem.
- Żaliła się, że Klara nadal nie wychodzi z pokoju i już sama nie wie, co ma z nią zrobić.
- Hmm, gdybyś ty uciekła mi sprzed ołtarza pewnie zachowywałbym się podobnie.  – odrzekł Łukasz.
- I vice versa. – uśmiechnęła się ciepło Joanna. – Ale musimy coś z tym zrobić. To moja jedyna siostra. Muszę jej jakoś pomóc. Klara jest jeszcze młoda, całe życie przed nią.
Mężczyzna spojrzał na nią wyczekująco, wiedząc, że nie powiedziała wszystkiego.
- I… W sumie… To już coś zrobiłam… - brunetka zatrzepotała rzęsami, a Łukasz dalej czekał na kontynuację odpowiedzi. – Kazałam mamie przysłać ją tutaj.
- Co zrobiłaś?! – krzyknął Łukasz.
Asia uwolniła się z objęć męża i ujęła go za ręce.
- Oj, Łukaszku, nie denerwuj się. Pomyślałam, że Klara chociaż na trochę uwolni się od złych wspomnień i zapomni. Nie powinna Ci przeszkadzać.
- I w tym tkwi problem.  Mi może nie, ale wyobrażasz sobie, co tutaj się będzie działo, gdy pojawi się twoja młodsza kopia? Chłopaki oszaleją.
- Ejjjj! – Joanna dała mężowi kuksańca w bok. – Bo będę zazdrosna! Ja wiem, że Klara jest śliczna, ale zrozum, ostatnie na co ona ma teraz ochotę to podrywanie facetów.  Przyjeżdża tu i koniec!
Brunetka użyła ostatecznego argumentu i Łukasz chcąc nie chcąc musiał skapitulować. Wiedział, że pojawienie się tajemniczej piękności (bo jeszcze nikt z ekipy nie znał Klary) przewróci życie kadry do góry nogami. Miał tylko nadzieję, że obędzie się bez strat w ludziach.

Klara
 
„…Czym innym jest schowanie się w kokonie ciszy, a czym innym chowanie przed światem uczuć. zagarniam swoje uczucia. Wciskam je w ciemne, prywatne miejsce. Są gdzieś ukryte. Nikt nie może się domyślić, co się dzieje. Nie pozwalam emocjom wydostać się na powierzchnię. Jeśli mogę, nie pozwalam nawet na to, by zmarszczyły mi się brwi…”


Siedziałam na niezbyt wygodnym siedzeniu w autobusie i zrezygnowana patrzyłam przez szybę na mijający krajobraz.
- Ahoj, przygodo! – mruknęłam.
Większość z dziewczyn będąc na moim miejscu teraz pewnie piałaby z zachwytu, przecież wybierałam się do Juraty na zgrupowanie naszych piłkarzy, ale nie ja. I nie w tym momencie.
Nie mogłam zrozumieć, dlaczego siostra i mama znowu rządzą moim życiem. Aśka zadecydowała o moim przyjeździe do niej, a mama mnie spakowała i wręcz wsadziła do autobusu. No pięknie, człowiek ma 22 lata, miesiąc temu miał wychodzić za mąż, a tu takie rzeczy.
Ach tak, wychodzić za mąż… Tak, to prawda, nie ma czego ukrywać, mój wymarzony mężczyzna miesiąc temu dosłownie uciekł mi sprzed ołtarza. Chyba jednak nie był taki wymarzony. Wręcz przeciwnie! Był świnią. To dla niego przez 5 lat chodzenia ze sobą trzymałam „wianek”, bo on chciał zachować czystość do ślubu. Ostatecznie jednak dzień przed ślubem zdradził mnie z jedną ze swoich przyjaciółek. I to by było na tyle jeżeli chodzi o tego świętoszka, cholera jasna.
Wszyscy myśleli, że ostatni miesiąc spędziłam zamknięta w pokoju i rozpaczałam. No dobra, może przez pierwszy tydzień tak to wyglądało, ale przez kolejne 3 tygodnie spędziłam na obmyślaniu zemsty. W końcu jestem z rodu Bajkowskich, ot co!
Chęci do zemsty były, ale pomysłów zabrakło, toteż w końcu zaczęła boleć mnie głowa. Mama już myślała, że może jestem chora. Nic bardziej mylnego, ja po prostu musiałam coś wymyślić, żeby zemścić się na tym dupku.
Obecnie czułam się jak nikomu niepotrzebny śmieć i naprawdę, ostatnie, czego chciałam to zgraja debili, którzy bez sensu biegają za piłką. Nigdy nie lubiłam piłki nożnej, zawsze kojarzyła mi się z pustymi chłopcami, którzy przez 90 minut próbują trafić do bramki, a nie zawsze im się to udaje. Wiedziałam, że pomysł mojej starszej siostry, żeby mnie ściągnąć do Juraty nie był dobry.
Najwyżej zamknę się w pokoju i poświęcę ten czas na myślenie o zemście, chociaż znając moją siostrę i jej męża to raczej niemożliwe. No właśnie, Łukasz. Też jest piłkarzem, a mimo to pozostał normalny. Przecież to nie jego wina, że wykonuje tak idiotyczny zawód. Zaraz, „zawód”? Bycie piłkarzem to raczej hobby. I to jest właśnie najbardziej niesprawiedliwe, że ludzie na takim hobby zbierają takie kokosy! W każdym razie mój szwagier jest wyjątkiem, ale przecież wyjątki potwierdzają regułę. Tak więc, piłkarze to buraki, piłki nożnej nie trawię i to się nigdy nie zmieni. Koniec kropka.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ahoj! Witam wszystkich, którzy tutaj trafili i będą śledzić losy Klary. To nie jest moje pierwsze opowiadanie. Wcześniej pisałam opowiadania siatkarskie tylko pod innym pseudonimem.
Prolog dosyć krótki, ale już niedługo dowiecie się, co się stało, gdy Klara dotrze do Juraty. 
Bohaterowie będą dodawani w miarę rozwoju opowiadania. 
Czekam z niecierpliwością na Wasze opinie. Do następnego! :*