"...Now I feel my heart beating, I feel my heart underneath my skin And I feel my heart beating
Oh you make me feel like I’m alive again..."
Oh you make me feel like I’m alive again..."
KLARA
Niesiona niekoniecznie pozytywnymi myślami nie zauważyłam, że autobus wjechał do Gdańska. Mijaliśmy stare kamienice w Orunii, a ja nadal
nie potrafiłam znaleźć sposobu na zemstę idealną. Odstawić się na bóstwo i
zrobić na nim wrażenie, żeby wiedział co stracił? Nie zadziała, bo to ja zawsze
byłam jego ozdobą i wszyscy jego koledzy mu mnie zazdrościli. No dobra, jeden
punkt skreślony, czas na kolejny: namieszać w jego nowym „związku”? Odpada, nie
mam aż takiego niskiego mniemania o sobie. Może mój szwagier mi pomoże? No
chyba nie, przecież on nie ma zielonego pojęcia o nieszczęśliwej miłości.
Wiem, że mogłabym zostawić ten temat, takim jaki jest, ale
przecież nie byłabym sobą, gdybym nie zrobiła czegoś, żeby uprzykrzyć jakoś
życie Krystiankowi. Ale powoli, ten odpowiedni koncept kiedyś w końcu
przyjdzie mi do głowy, szybko wcielę go w życie, a potem… Voila! Krystian do
końca życia będzie żałował, że mnie zostawił.
Ta myśl szybko podniosła mnie na duchu, a tymczasem mój autobus
dojechał do gdańskiego dworca. Na peronie już stali Asia i Łukasz. Moja siostra wyglądała jak zwykle cudownie. Ona chociażby i nie chciała, zawsze była tak
piekielnie seksowna. Piszczu też wyglądał całkiem przystojnie i jak zwykle
wystawiał na słońce swoje zęby. Dziwne, że nadal były takie białe.
- Lara! – wykrzyknął Piszczek, który pewnie zdążył rozdać
już autografy połowie populacji Gdańska.
- Klara, idioto. – mruknęłam i uściskałam go, a on wycisnął
na moim policzku soczysty i mokry całus.
- Fuuuuj! – wytarłam twarz rękawem do kurtki. – Chcesz mi
zrujnować makijaż?!
Oczywiście makijażu nie miałam żadnego, bo i po co? Już nie
mam się dla kogo malować i stroić, toteż mój strój zdecydowanie odbiegał od standardów.
- Moja malutka siostrzyczka! – Joanna mocno mnie przytuliła
na powitanie, a po chwili spojrzała głęboko w oczy – Jak się czujesz?
- Chyba nie tak jak powinnam. – odpowiedziałam szczerze.
Było między nami 6 lat różnicy, a mimo to już od
dzieciństwa byłyśmy dla siebie najlepszymi przyjaciółkami. To do mnie dzwoniła,
gdy Łukasz był na meczu wyjazdowym, a ona miała kryzys i czuła się bardzo samotna. To do niej
jako pierwszej dzwoniłam, gdy nie zdałam jakiegoś egzaminu lub pokłóciłam się z
Krystianem. Mimo, że na co dzień dzieliło nas ponad 1000 km, zawsze znalazłyśmy
czas na rozmowę i, mogę to powiedzieć śmiało, Joanna była najbliższą i
najważniejszą osobą w moim życiu. Teraz też nie chciałam jej okłamywać i
zakładać maski obojętności, ponieważ wiedziałam, że i tak czeka nas długa
siostrzana rozmowa o życiu.
- A gdzie zostawiliście małego potworka? – zapytałam,
ponieważ nigdzie nie mogłam znaleźć Amelki, o ile już nie szuka jej policja. To
dziecko miało niesamowity talent w ukrywaniu się przed rodzicami. Gdy
Piszczkowie wybierali się gdzieś nad morze i szli na plażę, Joanna zawsze
zakładała jej szelki, żeby móc ją jakoś utrzymać, ponieważ wystarczało kilka
sekund nieuwagi, a ten potworek znikał z pola widzenia.
- Amelka została z Agatą. – poinformował mnie Łukasz. – Nie
chcieliśmy jej zabierać do miasta. Wiesz jak z nią jest.
Oj tak, wiedziałam o tym doskonale. Raz w życiu zabrałam ją
do galerii handlowej i to był pierwszy i ostatni raz. Ten mały pożeracz
bobofrutów schował się do przymierzalni, a ja przez ten czas zdążyłam oblecieć
w panice wszystkie sklepy i poinformować ochronę. Nigdy więcej. Chyba w prezencie
urodzinowym kupię jej smycz .
Piszczu wziął moją walizkę i we trójkę pomaszerowaliśmy do
ich auta. Sprawnie wyjechaliśmy z Gdańska i już po godzinie wjeżdżaliśmy na
parking przed hotelem. Wysiadłam z
samochodu i od razu owionęła mnie morska bryza. Widok na morze był przepiękny i
cały ten klimat sprawił, że zrobiłam się spokojniejsza, na chwilę.
Nagle usłyszałam przeraźliwy pisk, który niestety zbliżał
się do mnie z prędkością światła. Po chwili już czułam jak małe pulchne rączki
obejmują moje łydki. W jednej chwili zrozumiałam, że muszę od razu zareagować,
bo Amelce już zdarzało się ugryźć, gdy dana osoba nie zwracała na nią uwagi
przez kilka sekund. Mimo wszystko jednak kochałam tego małego potworka. W dużej
mierze dlatego, że na całe swoje szczęście nie odziedziczyła charakteru po
poczciwych rodzicach, a po mnie – wrednej, charakternej ciotce.
- Ciocia, Lala! – tak, niestety, Mała nie wymawia jeszcze
„r” i tak oto zamiast Lary (jak nazywał mnie Łukasz) zostałam przechrzczona na
Lalę.
- Chodź tutaj, mój mały gnomie. – wzięłam ją na ręce i wycałowałam
po całej ślicznej twarzyczce.
Amelka w odpowiedzi ścisnęła mnie tak mocno za szyję, że
przysięgam, moje oczy prawie wyszły mi z orbit. Zaczynało mi już brakować tlenu
i w ostatniej chwili wyjąkałam:
- Kochanie, czy ty trenujesz zapasy?
- Nie, ale w psysłości chcę być jak ciocia Ania. Chcę
tlenować kalate.– odrzekła rezolutnie, ku mojej rozpaczy, wcale nie
rozluźniając uścisku. Ach tak, karate. Boże, to dziecko już w wieku 4 lat ma
mordercze instynkty, aż strach ją puszczać gdziekolwiek, jeszcze zabije jakieś
dziecko na treningu.
- A możesz puścić ciocię? – to było ostatnie zdanie na
jakie było mnie stać. Poczułam jak robię się sinozielona.
- Dobze. – puściła moją szyję, a ja w końcu odetchnęłam
pełną piersią.
Po chwili poczułam wibracje w kieszeni moich dżinsów.
Wyjęłam telefon, a moim oczom ukazało się zdjęcie mamy.
- Tak? – odebrałam.
- Halo? Klara, dziecko, słyszysz mnie? – mama prawie
krzyczała do telefonu. Pewnie znowu nie miała zasięgu, co w naszym rodzinnym
domu było zjawiskiem nagminnym. Cóż,
mieszkanie w głuszy ma swoje plusy dodatnie i plusy ujemne.
- Pewnie znowu nie ma tam zasięgu – prychnął Łukasz, na co
moja siostra dość dotkliwie umieściła swoją lewą stopę na jego prawej, jakże
drogiej.
- Auuuuu! – zawył mój szwagier. Bynajmniej żadna z nas w
tym momencie go nie pożałowała. Należało się mu! – Wiesz ile jest warta ta
stopa?!
- Na pewno nie mniej niż mój honor! – fuknęła Aśka i wzięła
się pod boki.
- Halo? Mamo?
- Klara, Kochanie, niczym się nie przejmuj ten idiota nie
był ciebie wart. Odpocznij tam sobie. – mam wręcz krzyczała do telefonu, a ja z
uwieszoną na szyi Amelką kierowałam się w stronę wejścia do hotelu, który był
osłonięty drzewami, a za mną, a jakże, mój tragarz, Piszczu.
- Dobrze, mamo, będę odpoczywać. – odpowiedziałam, ale
wątpię, że mama to usłyszała.
- Znajdź sobie tam jakiegoś piłkarza i go poderwij! –
wykrzyknęła jeszcze, czym prawie wprawiła mnie w furię.
- MAMO!!! – wrzasnęłam do telefonu aż coś zatrzeszczało na
linii.
- Dobrze, zadzwonię potem. Pa skarbie! – mama nareszcie się
rozłączyła, a Amelka wymknęła się z moich ramion i popędziła w stronę
rodzicielki.
- Mamusiu! A babcia powiedziała cioci, żeby podelwała
jakiegoś piłkarza! – oznajmiła rezolutnie ciągnąc matkę za rękaw płaszcza. – Co
to znacy „podlywać”?
Łukasz zaśmiał się tak głośno, że pewnie słyszano go na
całym Półwyspie Helskim, a ja zgromiłam go wzrokiem. Dopiero teraz mogłam się
rozejrzeć i ujrzałam przepiękny, luksusowy hotel. No cóż. Może to mój przyjazd
tutaj nie był jednak aż tak złym pomysłem? Dla takich luksusów zniosę nawet
tych buraków. Lustrację terenu rozpoczęłam na moje nieszczęście od góry tj. od
błękitnego nieba i wielkich balkonów. Zjeżdżając wzrokiem niżej mój uśmiech
powoli zaczynał gasnąć, bowiem na ławkach przed hotelem siedziała już zgraja
facetów, zapewne piłkarzy. Wróć, zgraja baranów ubranych w reprezentacyjne
koszulki.
Hmm, oni są całkiem przystojni. Nie, oni może i są przystojni, ale na Boga, to dalej piłkarze! A piłkarzy omijam z daleka.
Hmm, oni są całkiem przystojni. Nie, oni może i są przystojni, ale na Boga, to dalej piłkarze! A piłkarzy omijam z daleka.
W jednej chwili pojęłam też, że oni słyszeli wywód mojej
rezolutnej siostrzenicy, a teraz patrzyli na mnie uważnie. Ja poczerwieniałam i
bez namysłu ściągnęłam daszek od czapki jeszcze niżej, byle tylko nie zobaczyli
mojej twarzy, po czym szybko pomknęłam zameldować się w recepcji.
NIEZALEŻNY OBSERWATOR
Piszczu przystanął przed wejściem do hotelu i machnął ręką
chłopakom. Walizka Klary była tak ciężka, że aż musiał wziąć kilka głębokich
wdechów. Co ona tam przywiozła, do cholery, kamienie?
Widząc brak zainteresowania ze strony chłopaków w kierunku
Klary poruszył wąsikami, których nie miał i zamyślił się. Jak to możliwe, że
jej nie zauważyli? Chcąc rozwiać własne wątpliwości podszedł do kolegów
siedzących na ławkach.
- Co za chłopca nam przywiozłeś?- zapytał Pazdan, czym
wprawił Łukasza w jeszcze większe zdumienie. - Będzie nosił nasze torby?
- Jak na razie to ja noszę jej torby. – mruknął Piszczek i
wziął kolejny głęboki wdech.
- Łysy, tobie chyba na mózg padło! Chłopak miałby takie
długie włosy? I takie krągłości? Tuuu i tuuu – zarechotał Jędza i
zademonstrowal odpowiednie wypukłości zarówno u góry jak i u dołu tułowia.
- I jeszcze torebkę na ramieniu. – słusznie zauważył Mąka. –
Ej, Piszczu, a może to jakiś Tinky-Winky?
Łukasz westchnął i odparł:
- Wiele rzeczy się zmienia, ale pewnie nigdy się nie
zmienią. – rzekł filozoficznie. – Mąka, jak byłeś durny, jesteś durny i durny
pozostaniesz.To moja szwagierka.
Chłopaki ryknęli zgodnie gromkim śmiechem, a Piszczek wziął
do ręki walizkę i pomaszerował do pokoju Klary.
„…I wanna savor, save
it for later, The taste of flavor, cause I'm a taker, Cause I'm a giver, it's
only nature, I live for danger…”
KLARA
Od razu po wyjściu Piszczków z mojego pokoju rzuciłam się
na łóżko. Było takie ogromne i wygodne. Mogłabym nie wychodzić z niego aż do
końca wyjazdu. A więc to tutaj miałam przebywać przez kolejnych kilka dni?
Pomysł przyjazdu do Juraty coraz bardziej zaczynał mi się podobać. I jeszcze
morze tuż za ogrodzeniem.
- Życie jak w Madrycie! – rzekłam do samej siebie i po raz
pierwszy od miesiąca szczerze się uśmiechnęłam. Rozejrzałam się po
eleganckim wnętrzu i zanotowałam piękny kryształowy żyrandol, ogromne drzwi
balkonowe i spory przynależący do pokoju taras. Wyszłam na niego i aż
zachłysnęłam się widząc ten widok. Morze rozciągało się po horyzont i oprócz
niego nie było widać praktycznie nic innego. Dla mnie, przyszłego oceanografa,
był to widok jak marzenie.
Szybko zrzuciłam brudne ciuszki z siebie i skierowałam się
do łazienki. Weszłam pod prysznic, odkręciłam kurek z wodą i już po chwili
ciepła woda zmywała ze mnie trudy podróży. Wytarłam szybko ciało, włosy
zawinęłam w ręcznik i założyłam na siebie biały hotelowy szlafrok. Uklękłam
przed walizką i otworzyłam ją w poszukiwaniu czystych ubrań.
- O nieeeeeeeeeeeeee! – wrzasnęłam widząc jej zawartość. W
walizce roiło się od kolorowych, seksownych ciuszków, które absolutnie nie
pasowały do mojego stanu ducha.
W panice zaczęłam wyrzucać wszystko na podłogę, ale
niestety nie było tam niczego luźnego i wygodnego. Same spódniczki, sukienki,
topy na ramiączkach i szpilki. No, były jedne baleriny, ale to też są bardzo
dziewczęce buty.
Usiadłam zrezygnowana na podłodze i byłabym się popłakała,
ale w porę przypomniałam sobie, że kilka pokoi dalej mieszka moja siostra.
Wypaliłam jak z procy z mojego apartamentu i… od razu odbiłam się do czerwonego
torsu.
- O boże! Przepraszam. – bąknęłam. Podniosłam wzrok, a moim
oczom ukazała się niezwykle przystojna męska twarz. Sądząc po koszulce
reprezentacyjnej to na pewno był pilkarz. Fuuuuuuuj.
- Wystarczy Bartek. – wyszczerzył się brunet, a ja niewiele
myśląc oddaliłam się i wparowałam do pokoju Piszczków.
- Aśka, ratuj! – wrzasnęłam już na progu.
- Co się stało? – Joanna wystawiła głowę zza drzwi
łazienki.
- Mama spakowała mi same kobiece fatałaszki. – rzekłam zrezygnowana
i usiadłam na łóżku.
- I prawidłowo. – odpowiedziała moja siostra. – Kobieto,
tutaj jest zgraja napalonych facetów. Musisz to jakoś wykorzystać.
- Ty chyba żartujesz! – wypięłam jej język w odpowiedzi. –
Mam wyrywać ptasie móżdżki, które kopią piłkę? Never!
- Przesadzasz! – odkrzyknęła mi Joanna, która zapewne się
malowała. – Piłkarze nie są tacy źli. Spójrz na mojego Łukasza.
- Twój Łukasz to wyjątek od reguły, a każdy wyjątek ją
potwierdza. Dziękuję, dobranoc.
- Jeszcze zmienisz zdanie! – Aśka dalej próbowała mnie
przekonać do swojej racji, ale ja i piłkarz? RAZEM? Nie ma opcji.
- Co nie zmienia faktu, że mogłabyś mi pożyczyć jakieś
luźne ciuchy.
- Gdybym miała to bym Ci dała, ale znasz mój styl. Mam
jedyne sportowe buty, ale są mi dzisiaj akurat potrzebne.
- No trudno. Muszę sobie jakoś poradzić. – odpowiedziałam smutno
chcąc wzbudzić jej litość, ale na nic się to zdało.
- Za godzinę jest obiad. Spotkamy się na dole. –
powiedziała jeszcze, a ja podreptałam powoli do własnego lokum.
NIEZALEŻNY OBSERWATOR
Piłkarze sporą grupką oczekiwali na otwarcie jadalni, gdy
nagle na schodach ukazało im się nieziemskie zjawisko, które delikatnie
pokonywało schody w niebotycznych szpilkach. Żaden z nich jednak nie rozpoznał
w niej dziewczyny w czapce, która jeszcze 2 godziny temu wchodziła do hotelu i,
którą Michał Pazdan wziął za boya hotelowego.
Teraz, Klara, bo to o niej mowa, ubrana niezwykle seksownie
modliła się, żeby tylko nie spaść ze schodów i powolutku zmierzała na dół.
Pytacie skąd taka zmiana?
Otóż nasza piękność zawsze wychodziła cało z opresji i
chcąc nie chcąc, teraz musiała dostosować się do sytuacji i założyć to, co
miała w walizce. Dodała do tego perfekcyjny makijaż, a efekt końcowy przeszedł
jej najśmielsze oczekiwania.
- Zupełnie jak moja Celia! – rzekł urzeczony tym widokiem
Krychowiak.
Miny im zrzedły, gdy owo zjawisko ze słodką miną pomachało do
Piszczka.
- Piszczu, ty ją znasz?! – Jędza momentalnie doskoczył do
niego.
- Jasne, to przecież moja szwagierka. – uśmiechnął się
szeroko blondyn.
- Widzisz, ty durniu? Masz swojego Tinky-Winky! – Artur zwrócił
się do Mąki.
Krzysztof w odpowiedzi tylko się przeżegnał.
Tymczasem Arkadiusz Milik właśnie dojeżdżał do hotelu
Bryza. W jego luksusowym audi oprócz niego samego i jego drugiej połówki znajdowało
się mnóstwo walizek, z których tylko jedna należała do piłkarza, a reszta do
jego dziewczyny.
Wysunięty napastnik i jego dziewczę niestety od kilku dni
nie mogło się dogadać. Arek miał cichą nadzieję, że wyjazd na zgrupowaniu
uleczy ich relację, ale niestety już w drodze Angela zaprezentowała całe
spektrum swoich zgryzot. A to, że jest korek, a to, że świeci słońce, a to, że
nie świeci, a pada deszcz, a to, że Milik jedzie za wolno, a to, że za szybko.
Totalnie nie dało się z nią wytrzymać. Arkadiusza już po 10 minutach drogi z
rodzinnego domu rozbolała głowa, ale jako kierowca niestety nie mógł poratować
się żadnymi medykamentami i musiał dzielnie walczyć zarówno z marudzeniem
Angeli, jak i z nieznośnym bólem.
Już prawie podjeżdżał pod hotel, gdy zauważył, że w jego
kierunku zmierza piekielnie seksowna i piękna istota. Pech chciał, że Arek
zapatrzony w to zjawisko wjechał w kałużę i anioł zamienił się w zmokłą kurę.
Momentalnie zahamował i wypadł jak proca z samochodu, nie zwracając uwagi na
swoją drugą połowę, która rozpoczęła lament.
Tymczasem Klara, bo to ona była tym zjawiskiem początkowo
zaszokowana tym, że jeszcze przed chwilą wyglądała jak bogini, a teraz, co
najwyżej jak Włóczykij skierowała się w stronę piłkarza i wbijając mu palec w
klatkę piersiową wycedziła przez zęby:
- Tyyyyy świnio! Zamienię twoje życie w piekło! –
wykrzyknęła i szybko pomknęła do hotelu.
Milik tymczasem z ogromnym bananem na ustach zawrócił do
samochodu i zaczął wyjmować bagaże Angeli.
- Co to za furiatka? – zapytała go brunetka.
- Nie wiem. – odpowiedział zgodnie z prawdą i dodał w myśli
– Ale już mi się podoba.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witam Was serdecznie w pierwszym rozdziale!
Może nie wydarzyło się tutaj zbyt dużo, ale to dopiero wstęp do historii Klary.
Jak widzicie opowiadanie będzie prowadzone w dwóch narracjach: większość będzie przedstawiała przemyślenia Klary, a część jako narrator przygody piłkarzy. Mam nadzieję, że odpowiada Wam taki system.
Kolejny rozdział pojawi się dopiero ok. 20 lipca, ponieważ wyjeżdżam na wakacje.
Czekam na Wasze komentarze i całuję!
P.S. Jest mi niezmiernie miło, że aż tyle z Was skomentowało prolog. Postaram się nie zawieść Was :)
P.S. 2 Łapcie Klarę!