środa, 26 października 2016

Chapter thirteen




 “So what would I do if I can't figure it out?
You got to try, try, try again”

KLARA

O tym, co ja najlepszego zrobiłam, przekonałam się dopiero, gdy moja rodzinka, Zuzia, Łukasz i ja „zgodnie” siedzieliśmy przy stole w restauracji. Wybraliśmy dania i oczekiwaliśmy na ich przyniesienie przez kelnera, a co za tym idzie należałoby jakoś ożywić tę grobową atmosferę, jaka tam panowała. Mama sztucznie uśmiechała się do Teodorczyka i próbowała go wciągnąć do rozmowy, jednak jej zabiegi nikły pod wpływem srogiego spojrzenia mojego taty, któremu jak widać nie przeszkadzało, że przy stole panuje cisza jak na pogrzebie. Joanna znowu udawała, że zajmuje się Amelką, chociaż muszę przyznać, że może faktycznie miała przy niej sporo roboty, bo Mała nie potrafiła wysiedzieć spokojnie dłużej niż minutę. Zuźka cały czas patrzyła pod stół. Początkowo myślałam, że może faktycznie znajduje się tam coś ciekawego, jakieś biedronki czy coś, ale nie! Moja przyjaciółka namiętnie wymieniała z kimś smsy, chyba nie trudno się domyślić z kim. Ja natomiast siedziałam przy Łukaszu, który co i rusz próbował łapać mnie za rękę, albo ostentacyjnie obejmować, jakby chciał udowodnić moim rodzicom, że faktycznie jesteśmy razem. Otóż nie, nie byliśmy. I oboje dobrze wiedzieliśmy o tym, chociaż Teodorczyk może i miał jakieś tam swoje głupie nadzieje.
Byłam w totalnej kropce. No bo jak ja mam to rozwiązać?
Ile jeszcze razy będę tak bardzo cierpiała przez moją impulsywność? Zachciało mi się, cholera jasna, całowania go i to w imię czego? Że Kaśka i Baśka, największe plotkary na moim wydziale zobaczyły nas. Nie no świetnie, Klara, potrafisz skomplikować sobie życie.
Chciałabym jakoś wyjść z twarzą z tej totalnie chorej sytuacji, ale powiedzcie mi: JAK?
Co prawda, jeszcze na uczelni dałam do zrozumienia Zuźce, że może w końcu mogłabym zrealizować moją zemstę na piłkarzu. No i dobra, uwiodłabym go, potem porzuciła, ale czy ja potrafiłabym to zrobić? Przecież znając moją uczuciową naturę i tak prędzej czy później zakochałabym się w nim, a tego bym nie zniosła.
No i podstawowe pytanie: czy ja w ogóle wiem jak uwodzić faceta?
To było trudne pytanie, bo niby każda kobieta powinna posiadać tę cenną umiejętność. A ja? No cóż, wcześniej nigdy nie było mi to potrzebne, bo to ja byłam tą uwodzoną.
Niestety wszystko wskazywało na to, że z tej sytuacji jest właśnie to jedno jedyne wyjście, którego tak bardzo nie chciałam. Postanowiłam jednak wziąć się w garść, na kilka tygodni bądź miesięcy zamienić się w uwodzicielskiego wampa i pokazać Teodorczykowi tę moją najbardziej kobiecą naturę. Klamka zapadła – teraz czas na zemstę doskonałą!
- I jak tam się panu wiedzie na Ukrainie? – moje rozmyślania przerwał głos mamy. – No bo rozumie pan, taki zapalny teren.
Boże kochany, ja wiem, że moja mama od zawsze ma zapędy polityczne i od kilku ładnych lat jest sołtysem, ale na litość boską, mogłaby powstrzymać się od takich komentarzy, atmosfera i tak była napięta jak plandeka na Żuku.
Łukasz na szczęście uśmiechnął się do mamy i odpowiedział:
- Pani Ireno, mieszkam w centrum Kijowa i tam prawie w ogóle nie odczuwa się wojny. Poza tym, dostałem piękne mieszkanie klubowe i nawet mam swojego szofera, który wozi mnie, gdzie tylko zechcę.
- Coś takiego, prywatny szofer! W dupach im się poprzewracało. – mruknął tata, który jak widać nadal nie przywykł do sytuacji.
- Łukasz też kiedyś miał swojego szofera, prawda? – mama próbowała ratować sytuację.
- Tak, gdy miał złamaną nogę… - dodała cicho Joanna.
Czekałam na kolejny niewybredny komentarz taty, gdy usłyszałam głos, jakiego nie chciałam słyszeć najbardziej na świecie.
- Witam państwa. – rzekł Krystian, który ni stąd ni z owąd zmaterializował się obok nas trzymając pod rękę swoją przyjaciółeczkę, z którą mnie zdradził.
I  w tym momencie powinnam była podziękować samej sobie i mojej impulsywności, bo gdyby nie ona teraz wyglądałabym jak uboga krewna, która nadal rozpacza po tym kretynie. W zamian tego mogłam teraz pokazać mu, że świetnie radzę sobie bez niego i mam przy swoim boku innego faceta. No nie oszukujmy się, akurat w tym przypadku miałam się kim pochwalić.
- Och, Krystian, poznaj proszę mojego chłopaka, Łukasza. – uśmiechnęłam się triumfująco widząc jego minę, a chłopaki podali sobie ręce i Teodorczyk spełnił swoje zadanie, bo trochę prowokująco spojrzał w oczy mojemu niedoszłemu mężowi.
Oliwy do ognia dodała moja mama.
- Tak, Łukasz będzie grał w naszej reprezentacji na EURO we Francji. – zachichotała i dosłownie widziałam, jak rośnie gula w gardle mojego byłego. Naprawdę warto było.
- Cóż, mamy zamówiony stolik, prawda Kochanie? – odrzekł szybko Krystian. – Życzę państwu smacznego. – powiedział jeszcze i pociągnął swoją nową wybrankę za sobą.
Przysięgam, że przynajmniej przez chwilę tata spojrzał na Łukasza trochę inaczej niż zwykle. Cóż, w obliczu całego buractwa Krystiana, każdy kandydat na mojego wybranka był lepszy od niego
***
Droga do mieszkania mojego i Zuźki minęła nam w całkowitej ciszy przerywanej jedynie kawałkami granymi w radiu. Udawałam, że szczególnie zajmuje mnie widok za oknem, mimo że trasę do bloku widziałam już setki razy. Ale to nie było teraz ważne. Wiedziałam, że powinnam poważnie porozmawiać z Teodorczykiem, którego w sumie sama wplątałam w tę sytuację. Chociaż nie zapominajmy o tym, że to on zaczął tę grę, nie dementując plotek o naszym rzekomym związku. Jednak trafiła kosa na kamień.
- I tutaj skręcisz w lewo i drugi blok po prawej jest nasz. – oznajmiłam uprzednio odchrząkując.
- Wiem, gdzie mieszkasz. – powiedział i uśmiechnął się do mnie tajemniczo. Dobra, już nic więcej nie mówię.
Łukasz sprawnie zaparkował pod budynkiem i zgasił samochód.
- Dobra, wiecie co, ja muszę lecieć, bo strasznie chce mi się do toalety. – rzekła Zuźka i popędziła do mieszkania zostawiając nas samych.
Westchnęłam głośno i uderzyłam dłońmi o uda.
- Chyba musimy porozmawiać.
- Też tak uważam. – piłkarz uśmiechnął się do mnie z wyższością.
- Powinnam cię przeprosić za to, że wplątałam cię w tę dziwną sytuację, ale sam rozumiesz, po tym artykule, mój tata jest delikatnie mówiąc wściekły na ciebie.
- Rozumiem to, ale jak pewnie zauważyłaś, wcale nie jestem nieszczęśliwy z tego powodu, że nazwałaś mnie swoim chłopakiem. – wyszczerzył się. No właśnie, tego się obawiałam, że jemu to się za bardzo spodoba.
- Nieważne. – odrzekłam szybko. – Jeszcze jutro na meczu musimy trochę poudawać, a potem możesz robić co chcesz.
Napastnik ewidentnie posmutniał.
- Szkoda. Co nie zmienia faktu, że nie miałbym nic przeciwko, gdybyś chciała poudawać moją dziewczynę przez dłuższy czas.
- Nie ma takiej potrzeby. – potrząsnęłam głową.
- Będziesz jutro na meczu? – zmienił temat.
- Chyba tak.
- Zaczekaj. – powiedział i wysiadł z samochodu. Otworzył bagażnik, wyjął coś z niego i ponownie pojawił się w aucie. – To dla ciebie. – wręczył mi koszulkę reprezentacyjną… ze swoim nazwiskiem!
Skrzywiłam się delikatnie.
- No wiesz, w oczach swoich rodziców jesteś moją dziewczyną, więc powinnaś to jutro włożyć. – odrzekł władczo z głupim uśmieszkiem. Nie no świetnie, nie będę miała życia, ale sama tego chciałam.
- Chyba nie mam wyjścia… - powiedziałam ostrożnie. – A teraz muszę już uciekać. – oznajmiłam i już chciałam otworzyć drzwi, ale Teodorczyk szybko wysiadł i kilka sekund później znalazł się koło mnie.
Oparłam się plecami o drzwi i bałam się, że za chwilę nastąpi to samo, co ostatnio po kolacji.
- A teraz powinnaś ładnie pożegnać się ze swoim chłopakiem. – oświadczył patrząc na moje usta. Już chciałam uciekać, ale po chwili przypomniałam sobie, co takiego postanowiłam dzisiaj i w ostatniej chwili odwróciłam głowę, tak że pocałunek Łukasza wylądował na moim policzku.
- Mogę być dalej twoją dziewczyną, ale musisz się jeszcze trochę postarać… - szepnęłam mu do ucha tajemniczo i oddaliłam się w stronę budynku.
Kurczę, jednak to flirtowanie wcale nie jest takie trudne.


“As I sink in the sand
Watch you slip through my hands
Oh, as I die here another day
Cause all I do is cry behind this smile”

WSZECHWIEDZĄCY NARRATOR

29.05.2016r. Tychy
Mama była najważniejszą osobą w jego życiu. Już od kilku ładnych lat, gdy tylko wyjechał grać do Niemiec, mieszkała sama. Starał się często do niej dzwonić, odwiedzał ją kiedy tylko mógł, ale cały czas miał wrażenie, że  to za mało. Czasami obwiniał się, że zostawił ją samą, ale ona cały czas powtarzała mu, żeby spełniał swoje marzenia. I robił to, chociaż mieszkając zagranicą czasami brakowało mu obecności matki.
Teraz cieszył się, że chociaż na jeden dzień mógł ją odwiedzić i gdy wszedł do mieszkania, w którym się wychował od razu owionął go znajomy zapach dopiero co ugotowanego obiadu i upieczonego ciasta.
Matka mocno go przytuliła, jakby chciała nadrobić cały czas, kiedy go nie widziała i ucałowała  w obydwa policzki.
- Synku. – ujęła jego twarz w dłonie. – Masz gościa.
Spojrzał na nią unosząc brwi i zajrzał do salonu. Przy stole siedziała Angelika. Nie spodziewał się, że jeszcze kiedyś pojawi się w życiu, a już na pewno, że przyjdzie prosić jego mamę o wstawiennictwo.
Na jej widok cofnął się o krok, ale wziął się w garść i wszedł do pokoju. Usiadł naprzeciwko swojej byłej dziewczyny i opierając brodę o dłonie spojrzał na nią poważnie.
- Po co tutaj przyszłaś? – zapytał bez ogródek.
- Arek… - zaczęła niepewnie. – Chciałabym z tobą porozmawiać.
- Ale… Czy my mamy w ogóle o czym rozmawiać?
- Proszę, wysłuchaj mnie. Ja… Przemyślałam wszystko i chciałabym, żebyśmy zaczęli od nowa.
- Czy ty słyszysz samą siebie? – wrzasnął Arek podnosząc się z krzesła. – Najpierw mnie zostawiasz, bo twierdzisz, że nie pasujemy do siebie, a teraz proponujesz mi powrót? Chyba żartujesz.
- Arek, proszę.
- Nie, Angelika, ta rozmowa się właśnie zakończyła. – oświadczył twardo i wychodząc z mieszkania rzucił do matki – Muszę się przewietrzyć. Będę za godzinę.
Błąkał się bez celu po osiedlu patrząc na udeptaną trawę, gdzie rozpoczynał swoją piłkarską karierę, trzepaki, na których bawił się z kolegami. Kiedyś to miejsce tchnęło życiem, a teraz nie było tam prawie niczego oprócz ławek zajętych w większości przez starsze panie, które nie miały się czym zająć.
W końcu znalazł fragment przestrzeni dla siebie i usiadł na jeden z nich. Spojrzał na wieżowiec z wielkiej płyty, który znajdował się naprzeciwko niego i zamyślił się głęboko. Ile by dał, żeby wrócić do czasów dzieciństwa i nie musieć przejmować się żadnymi dziewczynami. Ale miał już 22 lata i powinien stawić czoła problemom z kobietami.
Angela zaproponowała mu powrót, a on co prawda zareagował bardzo emocjonalnie i teraz starał się spojrzeć na problem na chłodno. Z jednej strony ona zostawiła go oznajmiając mu, że chce się rozwijać i, że on oczekuje od niej zbyt wiele. Ale czego on oczekiwał? Jedynie zwykłego uczucia. Znali się już ładnych parę lat, zdawali sobie sprawę ze swoich wad i może przyzwyczaili się do siebie, ale w gruncie rzeczy, dobrze im było razem.
Potem pojawiła się Klara, którą się lekko zauroczył i trochę na rękę było mu to, że Angela odeszła od niego. Jednak od upokorzenia w klubie i tego nieszczęsnego zakładu praktycznie odpuścił sobie dziewczynę. Była dla niego tylko fajną przygodą, nic więcej.
A teraz Angelika chciała do niego wrócić. Co prawda, od razu powiedział jej „nie”, ale po kilku minutach już uświadomił sobie, że może nie powinien był postąpić tak impulsywnie i poprosić ją o czas na zastanowienie?
Był w totalnej kropce, bo nie wiedział, co ma dalej zrobić, a w dodatku to nie był czas na myślenie o uczuciach, skoro zbliżały się Mistrzostwa Europy. Chyba jednak jego decyzja będzie musiała poczekać. Teraz najważniejszy był turniej i piłka.

***

30.05.2016r. Cagliari
Poprosił trenera o kilka dni wolnego, żeby móc polecieć do Włoch, w efekcie czego miał nie zagrać na meczu w Gdańsku. Ostatecznie jednak tak udało mu się zgrać samolot, że już dzisiaj miał być spowrotem w Polsce. Teraz jednak miał inną ważną misję, na której spełnienie czekał już kilka tygodni.
Przyleciał tutaj aby ostatecznie dowiedzieć się, czyje dziecko nosi pod sercem Olivia. W tym celu umówił się z nią, że pójdą razem do ginekologa. Najgorszy dla niego był czas niepewności, ponieważ wolałby nawet wiedzieć, że to dziecko jest jego i jakoś poradzić sobie z tą informacją niż cały czas żyć w niewiedzy.
- Cześć, miło cię widzieć. – oznajmiła Olivia na powitanie, gdy spotkali się pod gabinetem lekarskim. Próbowała go pocałować w policzek, jednak piłkarz uchylił się.
- Nie przyjechałem tutaj, żeby wymieniać uprzejmości. – odrzekł sucho.
- Jasne, zapomniałam, przepraszam. – odpowiedziała.
Bartek próbował wyczytać z mimiki twarzy swojej byłej dziewczyny jej zamiary, ale nie dało się. Siedziała dziwnie spokojnie, jakby wiedziała, że to, że on jest ojcem, jest po prostu suchym faktem nie wymagającym udowodnienia.
- Pani Olivia Gotti? – zapytała pielęgniarka, która właśnie wyłoniła się z gabinetu.
- Tak.
- No to zapraszam. – powiedziała, a Olivia wstała i razem z Salamonem weszli do gabinetu.
- Pan jest ojcem? – zapytał lekarz znad drucianych oprawek okularów.
- Potencjalnym. – odpowiedział piłkarz, któremu zaczynało powoli walić serce. Zaraz miała nastąpić chwila prawdy.
- Rozumiem, więc, że chciałby pan przeprowadzić test DNA?
- Nie wiem, czy to będzie konieczne. Który to miesiąc?
- Jedenasty tydzień. – odpowiedział ginekolog, a Bartek zamyślił się.
- Więc zapłodnienie nastąpiło na początku marca?
- Dobrze pan obliczył. – przytaknął starszy mężczyzna. Piłkarz otworzył szeroko oczy, ale nie dał poznać po sobie, że już wie, kto jest ojcem.
Podziękował jeszcze lekarzowi i po chwili wyszli wraz z Olivią z gabinetu.
- Jesteś z siebie zadowolona?
- Nie rozumiem… - usiadła na krześle w poczekalni.
- Myślałaś, że wkręcisz mnie w dziecko? Przecież my w marcu już nawet nie spaliśmy ze sobą. Jeżeli chciałaś ze mnie zakpić to ci się udało! – nie przebierał w słowach.
- Ale Bartek… Vincente mnie zostawił, nie poradzę sobie sama z dzieckiem…
- Ty chyba żartujesz? To nie jest moje dziecko, więc to już twój problem. Uwierz mi, że gdyby było moje, naprawdę bym się ucieszył, ale w tym przypadku, wybacz, ale w tym momencie nasze drogi już na zawsze się rozchodzą. – oświadczył i zostawił ją samą.
Był wolny, całkowicie wolny i powinien się z tego cieszyć, ale nie potrafił, ponieważ miał wyrzuty sumienia, że Olivia będzie musiała poradzić sobie sama z dzieckiem. Ale czy ona myślała o jego uczuciach, gdy zdradzała go ze swoim przyjacielem? Na pewno nie. Tak więc Bartek uciszył swój wewnętrzny głos i skierował się na lotnisko, skąd miał za kilka godzin ruszyć do Polski.

***

1.06.2016r. Gdańsk
Wszedł na boisko razem z Zielem i Kapustką i rozejrzał się po trybunach. Mimowolnie zerknął w stronę trybuny rodzinnej, ponieważ na mecz mieli przyjechać jego rodzice. Nie było ich tam, jednak jego uwagę zwróciły pewne długie brązowe włosy, za którymi schowane było nazwisko Teodorczyk.
„Pewnie nowa zdobycz Teo” – zaśmiał się w duchu, jednak zamarł, gdy owa postać odwróciła i rozpoznał w niej Klarę.
- To niemożliwe. – powiedział sam do siebie, jednak był pewny, że to ona, gdy pomachała mu z uśmiechem. Odwzajemnił gest z trudem.
- No proszę, taki Teodorczyk przygruchał sobie Klarę. – rzekł z uznaniem Piotrek.
Salamon przełknął głośno ślinę.
- To oni są razem?
- Stary, a nie czytasz gazet? Przecież w „Faktach i plotkach” napisali o nich. – oznajmił jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. Dla obrońcy nie była, nie czytał nigdy szmatławców i nie sądził, że kiedykolwiek będzie tego żałował. – Jak to było Kapi? „Nowa zdobycz wschodzącej gwiazdy reprezentacji” czy coś takiego.
Bartosz Salamon kiwnął głową i ponownie odleciał myślami. Dopiero po kilku sekundach zauważył, że Klara woła go do siebie. Wziął głęboki wdech i ruszył w kierunku trybuny rodzinnej. Chyba czekała go poważna rozmowa. 

--------------------------------------------------------------------------------  
Ufff, nareszcie wracam z nowym rozdziałem :)
Trzynastka, co prawda powstawała w bólach, ale jest.

Z góry przepraszam Was za kiepską jakość rozdziału, ale uwierzcie mi, po części był pisany z gorączką, także to nie było coś, co pozytywnie wpływałoby na wenę, a wręcz przeciwnie.

A więc Klara postanowiła zrealizować plan zemsty doskonałej. Na razie idzie jej jak po grudzie, ale powoli będzie się bardziej rozwijać. Swój epizod miał również Krystian.
Wyjaśniło się też, co tam słychać u Arka i Bartka :)

Mam nadzieję, że spodobał się Wam rozdział, dajcie znać :)

Przepraszam, że nadal mam tak okropne zaległości, ale teraz jadę na kilka dni do domu, także w końcu będę miała czas i możliwości, żeby je nadrobić :) Wybaczcie mi Kochane, obiecuję poprawę! :)

Dzisiaj na deser Arek i Bartek :)


wtorek, 18 października 2016

Chapter twelve




 You got something that I ain't seen before
You've opened a million doors


KLARA

- No i się rozłączył. Burak jeden. – powiedziałam sama do siebie i wróciłam do rodziny, która nie odzywała się ani słowem i czekała na relację z rozmowy z Teodorczykiem.
- I co, i co? – wyrwało się mamie, która w trybie natychmiastowym zerwała się z fotela i podbiegła do mnie.
Usiadłam ciężko na kanapie i westchnęłam.
- I nic. Powiedział, że ten artykuł ma pozostać dla „potomnych”. Ja nie wiem, co ten idiota ma głowie? Totalne siano.
- Ale jak to tak? – mama kucnęła przy mnie. – Nazwał cię swoją dziewczyną i co dalej?
- No Irena zachowujesz się jakbyś niczego nie wiedziała o życiu. – spokojny zwykle tata wyraźnie się zdenerwował. – On po prostu wykorzystał naszą córkę! Niech no ja go tylko dorwę!
- Spokojnie, tato. – tym razem do rozmowy włączył się Piszczek. – Ja to załatwię.
No nie, tego było za wiele.
- Dość! – wrzasnęłam. – Nikt już nie będzie decydował o moim życiu. Sama nawarzyłam tego piwa, więc teraz muszę je wypić.
W salonie zapadła cisza. Nikt nie odezwał się ani słowem. Może i zareagowałam zbyt emocjonalnie, ale miałam już serdecznie dość tego, że od paru tygodni wszyscy starają się sterować moim życiem, a ja przecież byłam już dorosła.
Spojrzałam jeszcze na całą czwórkę (bo Amelka dalej biegała po całym domu i wydawała z siebie dzikie okrzyki) i wyszłam z domu. Musiałam zaczerpnąć świeżego powietrza. Nie chciałam zostawać w naszym ogrodzie, bo pewnie zaraz pojawiłby się ktoś z mojej rodzinki, żeby zakopać topór wojenny. Ostatecznie nogi powiodły mnie pod dom Zuźki, jedynej, która nigdy nie zawodziła. Zadzwoniłam do niej i poprosiłam, żeby zeszła na dół. Po kilka minutach siedziałyśmy u niej na ławce w ogrodzie.
- Ale tutaj pięknie, prawda? – spojrzała w niebo i zaciągnęła się czystym powietrzem. Uniosłam brwi ze zdziwienia, bo moja przyjaciółka nigdy się tak nie zachowywała.
- Czy coś jest z tobą nie tak? – zapytałam nieufnie.
- O co ci chodzi? – skrzywiła się, ale oczy miała takie inne, jakby rozmarzone?
- Bo jeszcze nigdy nie widziałam, żebyś zachwycała się przyrodą.
- Wiesz, bo generalnie świat jest piękny.
- Tak, tylko ludzie kurwy. – sarknęłam. – Zuzia, Słońce, czy ty się przypadkiem najarałaś?
- Nie, no przestań. – wydawało się, że się obudziła. – Bo wiesz, dzisiaj przydarzyła się dziwna rzecz, bo…
- Bo?
- Bo Bartek do mnie napisał. – zaczęła, a we mnie coś drgnęło. No bo jak to tak, Salamon miałby napisać do Zuźki?
Przełknęłam głośno ślinę.
- Salamon? – wychrypiałam.
- Nie, głupia. Kapustka. – odpowiedziała, a ja nie wiem dlaczego odetchnęłam z ulgą. Może dlatego, że poczułabym się dziwnie, gdyby moja przyjaciółka i mój kumpel coś tego? Nieee, oni zupełnie do siebie pasowali. Co innego Kapustka.
- I co w związku z tym?
- I pisze do mnie takie słodkie smsy. – wyraźnie się rozmarzyła. - I wiesz, w sumie, to ja mu już wybaczyłam, że chciał mieć mnie za przyjaciółkę.
O B O Ż E. Zuźka ewidentnie wyglądała na zakochaną. Ale zaraz… Prędzej ja zostanę zakonnicą (co w obecnych okolicznościach przyrody jest całkiem prawdopodobne) niż ona poczuje do jakiegoś faceta coś więcej niż tylko pociąg seksualny. Przecież ona nie była z żadnym chłopakiem dłużej niż 2 tygodnie! Powinnam była ją zapytać, kim jest i co zrobiła z moją przyjaciółką, ale ostatecznie tylko odchrząknęłam głośno.
- A co z tą jego dziewczyną? – zapytałam, a ona od razu poruszyła się nerwowo i spojrzała na mnie z mordem w oczach.
- O Jezu, Klara! Ty jak zawsze o jednym i tym samym. To nie jest ważne. Zresztą jeżeli ją zdradza to jego problem, nie mój. Ja tylko po raz kolejny chcę się zabawić.
- Zuzia! Przecież ślepy by zauważył, że ewidentnie się nim zauroczyłaś . – oświadczyłam chcąc ją jeszcze bardziej podpuścić.
- No nie, ty zupełnie oszalałaś! – wrzasnęła. – Wiesz co może zmieńmy temat? Bo przyszłaś do mnie chyba nie po to, żeby podziwiać piękno natury?
- Masz rację. – kiwnęłam głową. – Muszę ci coś pokazać. – wyjęłam telefon z kieszeni, włączyłam przeglądarkę i znalazłam ten felerny artykuł. Zuzia zaczęła czytać, a podczas lektury po jej twarzy cały czas błąkał się głupi uśmieszek.
- Wiesz co? W sumie to ci trochę zazdroszczę. – oznajmiła, gdy skończyła czytać.
- Ale zaraz bez żadnych: „co za idiota”, „wykorzystał moją przyjaciółkę”, „ja mu dam”?!
- Może i tak, co nie zmienia faktu, że jesteś w gazecie i stałaś się sławna.
- Aha. Świetnie. Zero wsparcia. – burknęłam.
- Klara, niepotrzebnie dramatyzujesz. Przecież nic takiego się nie stało. – oceniła. – Z drugiej strony Krystianowi oczy zbieleją, jak zobaczy cię w objęciach Teodorczyka. Niech wie, że masz teraz wyższe standardy.
- Taaa. Wracam do punktu wyjścia. – mruknęłam. Ale z drugiej strony fajnie tak zagrać na nosie mojemu byłemu. Niech wie, że nie płaczę po nim.
Zuzia skinęła głową i zapadła cisza.
- Idę do domu. Zadzwonię później. – oznajmiłam i skierowałam się w stronę domu.

WSZECHWIEDZĄCY NARRATOR

Kilka godzin później, gdy emocje już opadły, Klara starała się przywyknąć do myśli, że według opinii publicznej ma chłopaka piłkarza, a Piszczek powoli szykował się do wyjazdu do Arłamowa, Amelka postanowiła rozpakować swoje zabawki. W tym celu przyciągnęła z przedpokoju ogromną torbę podróżną (swoją drogą skąd u małego dziecka tyle krzepy?) i rozsunęła zamek. Powoli zaczęła wyjmować niezliczone ilości lalek, maskotek, klocków i innych różności, jednak jeden element jej tutaj nie pasował. Wzięła w swoją małą rączkę pewien jasny przyrząd i zaczęła mu się przyglądać z zainteresowaniem, bo wcześniej nigdy nie widziała czegoś podobnego, a już na pewno nie była to jedna z jej zabawek. Obracała w dłoniach ten przedmiot, ale nie potrafiła dojść do ostatecznego wniosku, co to takiego.
W końcu jednak postanowiła zapytać kogoś dorosłego, co to za ciekawa rzecz i czy to może nowa zabawka, którą mama wrzuciła do jej torby. Pobiegła do kuchni, gdzie jej babcia właśnie wyjmowała naczynia ze zmywarki.
- Babciu, babciu! Co to jest? – podbiegła do niej Amelka, a Irena widząc przyrząd z widocznymi dwoma czerwonymi kreskami z wrażenia upuściła talerz, który rozbił się w drobny mak.
- Jezus Maria, dziecko, daj mi to! – poleciła, a wnuczka podała jej w trzęsące dłonie ten tajemniczy przedmiot, jakim był pozytywny test ciążowy. – Klara, Klara! Chodź tutaj szybko!
Jej młodsza córka po kilku sekundach doczłapała do kuchni.
- Co jest? Pali się czy co? – jęknęła.
- Gorzej! – westchnęła Irena Bajkowska. – To twoje?! – zapytała Klarę, w której oczach zabłysły ogniki.
- Nie no, mamo, za kogo ty mnie masz?!
- Kamień z serca. – sapnęła matka Klary i po chwili uświadomiła sobie, do kogo należał test.
Wybiegła z kuchni jak z procy i rzuciła się na szyję starszej córki.
- Córciu, tak bardzo się cieszę! – oznajmiła z ogromną radością w głosie, jednak skonsternowana Joanna nie wiedziała, co się dzieje. Zrozumiała dopiero, gdy zobaczyła, co dzierży w dłoni jej rodzicielka. W jednej chwili poczerwieniała.
- Mamo! – syknęła do ucha matki. – Bądź cicho! Łukasz jeszcze nic nie wie.
- No to, na co ty czekasz, dziecko?! – oburzyła się Irena, ale Joanna tylko wzruszyła ramionami.
Tymczasem Amelka była niezwykle rozczarowana, bo nadal nie dowiedziała się, co to był za przedmiot. Pociągnęła babcię za rękaw i zapytała:
- Babciu, a powies mi w końcu, co to jest?
Irena otworzyła szeroko oczy, rozejrzała się i zastanowiła, jak zgrabnie wytłumaczyć wnuczce, co to jest test ciążowy.
- Wiesz, Kochanie, to jest taki przyrząd, który pokazuje, czy będziesz miała rodzeństwo czy nie…
- Naplawdę?! – ucieszyła się Amelka. – I będę miała?!
- Tak, dziecko. – uśmiechnęła się ciepło Irena.
- Ale się ciesę! – dziewczynka aż podskoczyła z radości. – Będę je mocno kochać!
- Kogo będziesz kochać? – zainteresował się Piszczek, który nagle pojawił się obok.
- Mojego braciska albo siostzyckę. – odpowiedziała rezolutnie jego córka.
Łukasz w pierwszej chwili nie zrozumiał, co takiego przekazała mu przed chwilą Amelka, jednak po kilku sekundach zrozumiał. Po raz drugi zostanie ojcem! Szybko doskoczył do Joanny i ujmując ją za obie dłonie, zapytał patrząc jej głęboko w oczy:
- To prawda?
- Tak. – odpowiedziała niepewnie brunetka, a piłkarz niewiele się zastanawiając uściskał mocno żonę i zaczął całować po całej twarzy.
- Moja najcudowniejsza żona! – wykrzyknął nie posiadając się z radości. – To najcudowniejsza wiadomość!
Po chwili do małżeństwa dołączyli rodzice, Klara i Amelka. Wszyscy byli bardzo szczęśliwi. W końcu już za kilka miesięcy ich rodzina miała się powiększyć o jedną małą osóbkę.



Four dozen roses
Anything for you to notice
All the way to serenade you
Doing it Sinatra style

8 dni później…

Na zgrupowaniu w Arłamowie wszyscy piłkarze skupili się na tym, żeby pokazać się trenerowi, z jak najlepszej strony. Nie było czasu na zajmowanie się pierdołami, a większość tygodnia spędzonego w Bieszczadach poświęcili na odpowiednie przygotowanie się na zbliżające się Mistrzostwa Europy.
Łukasz Piszczek, mimo iż obiecał swojemu teściowi, że przemówi swojemu imiennikowi do rozsądku, zaniechał tego obowiązku. Za bardzo był zajęty chwaleniem się wszystkim wokoło, że za kilka miesięcy po raz drugi zostanie ojcem.
Wytężona praca naszych bohaterów poskutkowała tym, że wszyscy dostali powołania na EURO, z czego naprawdę bardzo się ucieszyli. Teraz czekały ich dwa mecze towarzyskie, a potem wyjazd do Francji.
Tymczasem Klara rzuciła się w wir nauki i wydawała się zapomnieć, że przecież ma chłopaka. Co prawda, czysto hipotetycznie, ale jednak ma. Nie przejmowała się tym, że koteczek.pl i inne takie podłapały temat i teraz już spora część społeczności internetowej miała ją za nową zdobycz Teodorczyka.
Teraz miała jednak na głowie inne zmartwienia, ponieważ nieubłaganie zbliżał się termin obrony pracy licencjackiej. Co ciekawe, to wielkie wydarzenie miało nastąpić dzień przed pierwszym towarzyskim meczem naszej reprezentacji, który miał zostać rozegrany w Gdańsku. 

KLARA

30.05.2016 r. Gdańsk
No i nadszedł sądny dzień. Od rana chodziłam strasznie podminowana. Warczałam bez powodu na Zuźkę, ale na szczęście ona dzielnie znosiła moje humory. Nie byłam w stanie niczego przełknąć, bo stres zżerał mnie od środka. Chociaż naprawdę dużo czasu spędziłam na przygotowaniu się do obrony, czułam się jakbym miała stanąć przed sądem.
W końcu około godziny 11 pojechałyśmy na mój wydział. Serce cały czas waliło mi jak oszalałe. I nawet wypity kilka godzin wcześniej litr melisy nie pomógł.
Już w sumie wolałam mieć to za sobą, bez względu na to, jaki byłby z tego skutek. Rodzice i Joanna mieli przyjechać tuż po obronie. Dobrze, że chociaż miałam przy sobie moją przyjaciółkę.
Nareszcie wybiła godzina dwunasta i usłyszałam swoje nazwisko. Weszłam do pokoju i… nic więcej nie pamiętam.
Ocknęłam się dopiero po wyjściu stamtąd. Stanęłam jak wryta i spojrzałam na Zuzię błędnym wzrokiem.
- I jak? I jak? – dopytywała nie mogąc się doczekać, a ja dopiero nie potrafiłam ruszyć się z miejsca. W końcu wszystkie wydarzenia z ostatnich kilkudziesięciu minut wróciły w mojej głowie na miejsce.
- Dostałam piątke! – wrzasnęłam i zaczęłyśmy się przytulać, jak osoby niespełna rozumu.
- Tak się cieszę! – krzyczała Zuzia.
Skierowałyśmy się do wyjścia z wydziału. Ja co prawda nadal na trzęsących nogach i po chwili nie byłam pewna, czy na wzrok też mi padło, bo wydawało mi się, że do budynku wchodzi Teodorczyk z ogromnym bukietem róż.
- No nie wierzę! – zachichotała Zuzia, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że jednak mi się nie przewidziało.
Co więcej, on kierował się w moją stronę. Kątem oka zauważyłam, że dwie największe plotkary na wydziale patrzą na nas i nie wiem, co mnie podkusiło, ale teatralnie rzuciłam mu się  w ramiona i wpiłam w usta. Piłkarz chyba był nie mniej zaskoczony moim zachowaniem niż ja sama, ale cóż, co się stało już się nie odstanie.
- Mmm, to mi się podoba. – wyszeptał mi do ucha.
- Nie wyobrażaj sobie za wiele. – sarknęłam i odsunęłam się od niego patrząc na niego krzywo.
Pech chciał, że chwilę wcześniej do budynku weszli również moi rodzice i Joanna z Amelką, którzy zapewne widzieli, co takiego odstawiłam kilka sekund temu.
- Skąd w ogóle wiedziałeś, że mam obronę? – zapytałam jeszcze szybko.
- W waszym dziekanacie są bardzo miłe i pomocne panie. – odrzekł, kiedy już zbliżyła się do nas moja rodzinka.
- Dzień dobry. – przywitał się Łukasz i chciał podać mojemu tacie rękę, ale ten nadal trzymał dłonie przy sobie.
- Tato! – jęknęłam, ale Teodorczyk pozostawał niewzruszony.
- Za to, co pan zrobił mojej córce, powinienem pana nienawidzić. – wycedził przez zęby tata.
Bałam się, że chwilę zacznie się mordobicie i moja przyszła kariera naukowa na tym wydziale legnie w gruzach. Nie żeby tata był już słabym staruszkiem, ponieważ nadal był silnym facetem, ale, na Boga, Łukasz niedawno dostał powołanie na EURO i, z całym szacunkiem, chociaż nadal go nienawidzę, nie chciałam sprawiać kłopotów naszemu trenerowi. Mama rzuciła mi błagalne spojrzenie, żebym jakoś spróbowała uratować tę sytuację i uwierzcie mi, że ją uratowałam, oj tak…
- Tatusiu, proszę, nie denerwuj się. Doszliśmy już z Łukaszem do porozumienia. I… - zawahałam się, bo to zdanie nie chciało mi przejść przez gardło. – Od jakiegoś czasu już oficjalnie jesteśmy parą. Nie tylko w gazecie. – uśmiechnęłam się krzywo.
Mama i Joanna rzuciły mi przerażone spojrzenia, ale w lot zrozumiały, że ja po prostu kłamię dla dobra sprawy. Zuzia sprawiała wrażenie, jakby miała za chwilę zbierać szczękę z podłogi, a Teodorczyk, jak to on, idealnie wcielił się w rolę.
- Proszę mi wierzyć, bardzo zależy mi na państwa córce. – oznajmił obejmując mnie, a mi momentalnie zrobiło się gorąco.
„Spoko, Klara, on tylko gra” – próbowałam uspokoić samą siebie.
Tata odchrząknął i w końcu podał rękę piłkarzowi.
- Staram się w to wierzyć. – powiedział chłodno.
- Klara, chodź ze mną do toalety. – poprosiła Zuzia i pociągnęła mnie za rękę.
Chyba byłam winna jej pewne wyjaśnienia.
- Co to za cyrk?! – sarknęła, gdy już znalazłyśmy się  w łazience.
- Wiesz, że to na potrzeby sytuacji. – westchnęłam, ale po chwili w moich oczach pojawiły się iskierki i coś zaświtało mi w głowie. – Chociaż… Może chcę wcielić w życie twój diabelski plan? – uśmiechnęłam się tajemniczo.
- Myślę, że to bardzo dobra taktyka. – Zuzia zmrużyła oczy i przybiłyśmy piątkę. 

WSZECHWIEDZĄCY NARRATOR

Podczas gdy Klara i Zuzia poszły do toalety rodzinka i Łukasz cierpliwie na nie czekały. Ryszard Bajkowski patrzył spod byka na swojego nowego „zięcia”, Teodorczyk próbował się do niego uśmiechać, Joanna udawała, że cały czas pilnuje Amelki, a Irena wyruszyła w poszukiwaniu czegoś do siedzenia, ponieważ wysokie szpilki już trochę nadwyrężyły jej łydki.
Gdy dziewczęta w końcu wyszły, kobieta odkryła w sobie nowe siły i podbiegła do reszty.
- Mamusiu, a to mój nowy wujek? – zapytała Amelka wskazując palcem na Teodorczyka.
- Tak, Kochanie. – odparła niepewnie Joanna.
- Skoda. – odpowiedziała smutno dziewczynka. – Wolałam popsedniego, Baltka.
Piłkarz słysząc słowa Amelki, popadł w nielada konsternację. Na szczęście jednak tym razem to Irena uratowała sytuację.
- Może wybierzemy się razem na obiad? – zaproponowała. Wszyscy zgodnie skinęli głowami i ruszyli do auta. 

-------------------------------------------------------------------------------------------------- 
Cześć Kochane! :D Zapraszam na nowy rozdział :D

Pierwsza informacja: nowe rozdziały będą pojawiały się zazwyczaj we wtorki. Gdyby coś obsunęło w czasie, będę Was informować o tym w komentarzach pod ostatnim rozdziałem.

Jak widać, Klara postawiła się swojej rodzince, u Piszczków nadal trwa sielanka, teraz podwójna, a Teo znowu zaskoczył naszą bohaterkę :)

Mam spore zaległości na Waszych blogach, ale obiecuję, że postaram się je szybko nadrobić :)

Mam nadzieję, że podoba Wam się powyższy rozdział :)
Niedługo przekroczycie 8000 wyświetleń, za co bardzo dziękuję! <3

Nie przedłużam już, tylko zapraszam do lektury :)

P.S. Dzisiaj gify z naszymi bohaterkami :D