środa, 31 sierpnia 2016

Chapter five




"Oh no, what's this?
A spider web, and I'm caught in the middle,
So I turn to run,
The thought of all the stupid things I've done"

KLARA

- Kochana, musisz tutaj przyjechać, koniecznie! – oznajmiłam Zuźce przez telefon tuż po tym, gdy prawie po całym dniu spędzonym z Aśką wróciłam do pokoju. Najpierw zakupy, potem relaks w Spa, potrzebowałam takiego resetu po wczorajszym dniu pełnym wrażeń.
-  No wiem, wiem! Ale dzisiaj nie mogę, bo jutro rano mam kolokwium z algebry liniowej, ale po kole… Dlaczego nie! Wsiadam do autobusu i przyjeżdżam podbijać z tobą Juratę! Wróć: podbijać do piłkarzy! – zaśmiała się głośno moja najlepsza przyjaciółka. Taka właśnie była – wieczna podrywaczka, której sensem życia było wyrywanie facetów. Przyjaźniłyśmy się od dziecka – w jednej ławce w podstawówce, gimnazjum i liceum. Nasze edukacyjne drogi rozeszły się dopiero na studiach, bo Zuźka poszła na matematykę, a ja na oceanografię, ale nawet wtedy mieszkałyśmy razem.
- Jesteś niepoprawna. – oświadczyłam, ale z wielkim uśmiechem na ustach. Brakowało mi jej humoru i bardzo cieszyłam się na myśl, że miałaby tutaj przyjechać.
- Dobra, nieważne, jak ja ci zazdroszczę tych wszystkich ciach, z którymi przebywasz. Przyznaj się, poderwałaś już jakiegoś?
- Chyba żartujesz. – prychnęłam. – Ja mogę co najwyżej z nimi porozmawiać bez żadnych podtekstów. Poza tym większość z nich jest zajęta. – dodałam, ale to jej nie przekonało.
- To nie wiesz, że każdy wagon da się odczepić?
Dlaczego w tym momencie pomyślałam o Miliku i o tym, że ta czarownica wyjechała dzisiaj z Juraty? Nie pytajcie.
- Dobra, skończ już te swoje mądrości. – chciałam ją zbyć, bo przed oczami stanęły mi całkiem miła rozmowa i wspólne śniadanie z Arkiem. Co się ze mną działo, do cholery?!
- Oj, widzę, że muszę naprawdę przyjechać i zrobić z tobą porządek. Na jednym palancie świat się nie kończy, kiedy to w końcu pojmiesz?
Pojęłam to już dawno, ale na razie nie chciałam jej opowiadać o wszystkim, co się tutaj wydarzyło, bo niepotrzebnie by się podniecała. A poza tym co takiego się wydarzyło? W sumie to nic takiego. Tylko dlaczego w głowie cały czas słyszałam jedno zdanie „Tak bardzo cię pragnę”? Dlaczego?!
- Nie wierzę, że te piłkarskie ciacha się za tobą nie oglądają. Ja rozumiem, taki Kuba albo Fabian, o, albo twój szwagier, mają żony, są zajęci, proste. Takich nawet ja nie ruszam. – ciągnęła. – Ale większość z nich ma tylko dziewczyny, a Krystian już ci udowodnił, że chodzenie ze sobą nie gwarantuje wierności.
- Zuźka! – wrzasnęłam do telefonu. – Nie musisz mi tego tłumaczyć w tak drastyczny sposób.
- Muszę, bo inaczej nie pojmiesz. – oświadczyła.
- Dobra, pogadamy, jak przyjedziesz. – skwitowałam, bo wiedziałam, że ona nadal będzie drążyła temat, a ja się ze wszystkiego wygadam.
- Spodziewaj się mnie jutro o 13. – powiedziała jeszcze i się rozłączyła.
Odetchnęłam z ulgą i wyszłam na balkon zaczerpnąć świeżego powietrza. Już myślałam, że przez ten czas spędzony z Asią uda mi się chociaż trochę zresetować głowę i może by tak się stało, gdyby Zuźka nie zasiała w mojej głowie ziarna niepewności. To było niedorzeczne – nienawidziłam Arka od kiedy tylko pojawił się na zgrupowaniu. Trudno, żebym go polubiła, gdy zniszczył moją misterną kreację. Dzisiaj jednak zobaczyłam jego inną twarz. Już nie mówię o tym chorym śnie, na który nie miałam żadnego wpływu. Podczas tej rannej rozmowy, a potem śniadania dał się poznać jako sympatyczny facet z poczuciem humoru. I, niestety, przez to wzbudzał we mnie skrajne uczucia. Podobał mi się, nie ma co kryć i, co gorsza, zdążyłam go polubić, bo wcale nie był takim bucem, za jakiego go uważałam wcześniej. Ale jeszcze tego by brakowało, żeby się nim zauroczyła. Na to nie mogłam pozwolić. Żadnych uczuć i zobowiązań.
Próbowałam pozbyć się Arka z mojej głowy i od razu pomyślałam o Bartku. Przecież od wczorajszego spaceru wcale z nim nie rozmawiałam, a powinnam. Chcąc szybko zamienić słowa w czyn wyszłam z pokoju i tu był pies pogrzebany, bo nie znałam numeru pokoju chłopaka. Zbiegłam na dół do recepcji i, widząc, bardzo „sympatyczną” starszą panią w recepcji, wiedziałam, że nie dowiem się tego tak łatwo.
- Przepraszam, czy mogę wiedzieć w którym pokoju mieszka pan Salamon? – zapytałam najsłodszym głosem, jaki byłam w stanie wydobyć z mojego gardła i z miłym, acz sztucznym uśmiechem na ustach.
Recepcjonistka spojrzała na mnie zza oprawek drucianych okularów.
- A, pani, to kto?
- Koleżanka. – odparłam nadal się uśmiechając i patrząc błagalnym wzrokiem.
- Już ja Was znam! – ryknęła na mnie nagle. – Taka koleżanka, a widziałaś Bartusia tylko w telewizji!
Wściekłam się jak cholera i już miałam powiedzieć tej babie, co o niej myślę, gdy nagle pojawił się obok mnie Piszczu.
- Pani Jadziu, proszę być milsza dla mojej szwagierki. – oznajmił głosem nieznoszącym sprzeciwu i nawet ten babsztyl wówczas zmiękł.
- Ojej, pan Łukasz… - mój Boże, ona zarumieniła się na widok Łukasza, dobrze, że Aśka tego nie widziała. – Nie wiedziałam, że to siostra pani Asi. Bardzo przepraszam. Pan Bartek mieszka w pokoju 331.
Kiwnęłam głową w odpowiedzi i, nie, nie podziękowałam jej za tę ważną informację.
- A więc chcesz odwiedzić Bartusia. – Łukasz uśmiechnął się pod nosem, gdy oddaliliśmy się od recepcji.
- Owszem. – odpowiedziałam krótko, chociaż wiedziałam, że będzie drążył temat. – Mam nadzieję, że nie zamierzasz bawić się w swatkę? – zapytałam, chcąc uprzedzić jego komentarz.
- Oczywiście, że nie. – kłamał w żywe oczy. – A wczoraj, może i byłem trochę pijany, ale wszystko pamiętam i wiem, że byliście razem na spacerze.
„No chyba nie wszystko.” – pomyślałam, przypominając sobie, jak to Piszczek nazwał Bartka „szwagrem”.
- Byliśmy, ale to nic takiego. – tłumaczyłam się, chociaż sama nie wiem dlaczego. Może nie chciałam, żeby Piszczek dowiedział się o tym, że cały czas myślę o Miliku, mimo, że tego nie chcę?
Na szczęście, a może i nieszczęście pojawił się obok nas Wiśnia z kamerą. Od początku zdawałam sobie sprawę z tego, że on czyha na wszystkich, ale skrzętnie go unikałam.
- No proszę, proszę. Kogo my tu mamy? – zagaił i skierował kamerę prosto na nas. – Piszczu i jego piękna szwagierka.
W normalnych warunkach uciekłabym, gdzie pieprze rośnie, ale teraz zdecydowanie wolałam Wiśnię i jego kamerę niż wścibskiego Łukasza, więc uśmiechnęłam się i pomachałam do kamery.
- Pozdrawiam serdecznie moich rodziców, babcię, a szczególnie moją przyjaciółkę Zuźkę. A teraz wybaczcie, ale ktoś na mnie czeka. – i szybko ulotniłam się stamtąd.

WSZECHWIEDZĄCY NARRATOR

- Non credo questo! – wykrzyczał do telefonu, gdy Klara zdążyła  zapukać i właśnie przekraczała próg jego pokoju. - È impossibile!
- Chyba przyszłam nie w porę. – zauważyła i już chciała wycofać się, ale Bartek machnął do niej ręką i po chwili rozłączył rozmowę. Klara nie musiała rozumieć włoskiego, żeby widzieć, że Salamon mocno wzburzony prowadził z kimś z Włoch niezbyt miłą rozmowę.
- Ooo, jak miło, że przyszłaś. – wymusił uśmiech, chociaż zdecydowanie do śmiechu mu teraz nie było.

Nie ukrywał przed samym sobą, że nie podobało mu się to co zobaczył przy wejściu do restauracji. Klara jeszcze wczoraj spędziła z nim bardzo miły wieczór na plaży, a dzisiaj rano jadła śniadanie z Milikiem, którego jeszcze wczoraj tak nienawidziła. Ale nie mógł mieć jej tego za złe, bo przecież nawet ze sobą nie kręcili. Niestety w tym momencie miał dużo większe zmartwienie. Cały czas patrzył w ekran telefonu i nie mógł uwierzyć w to co widzi. Ostatni MMS, który do niego przyszedł z Włoch przedstawiał pozytywny test ciążowy. „Zostaniesz ojcem” – w głowie cały czas brzmiały mu słowa Olivii. Nie chciał w to wierzyć, ale fakty mówiły same za siebie. Byli ze sobą 3 lata, gdy tuż przed przyjazdem na zgrupowanie do Polski zastał ją w łóżku z jej dotychczasowym przyjacielem. Nie robił jej awantury, już taki był, że wolał czasami coś przemilczeć niż marnować energię na niepotrzebne emocje, ale może powinien był to zrobić? Zamiast tego spakował się i bez słowa wyszedł z ich wspólnego mieszkania. Przenocował u kumpla z drużyny, a nazajutrz przyleciał do Polski. Skrupulatnie nie odbierał telefonów od Olivii, nie odpisywał na jej liczne sms-y i maile, teraz jednak musiał zareagować.
- Halo, Bartek, żyjesz? – usłyszał głos jakby z zaświatów. W końcu jednak otrząsnął się i zorientował, że przecież w jego pokoju była Klara. – Coś nie tak?
- Nieważne. Takie drobne problemy. – machnął ręką. – Rodzinne. – dodał mając nadzieję, że Klara nie będzie drążyła tematu.
- Mam nadzieję, że wybierasz się na dzisiejszego grilla?  - zapytała, a on odetchnął z ulgą i chociaż do końca rozmowy nie był całkowicie obecny, chociaż trochę udało mu się ochłonąć. 


"Give it everything you got and dance 
All your worries away
Forget yesterday
This life is a game
And love is the name"

Dzisiejszego poranka obiecał sobie jedną rzecz – żadnych uczuć. Związek z Angeliką nauczył go, że uczucia i tak po jakimś czasie się wypalają, a on był młody i chciał korzystać z życia. Klara od samego początku bardzo mu się podobała. Pragnął jej i najchętniej widziałby ją we własnym łóżku. Może i nie był wytrawnym uwodzicielem, w końcu kilkuletni związek nie pozwolił mu na ćwiczenie się w podrywaniu dziewczyn, ale wiedział, że nie może robić niczego pochopnie. Postanowił uwieść Klarę i miał na to raptem 3 dni…
Problem w tym, że dziewczyna zaczęła mu się podobać również z charakteru – inteligentna, oczytana, miała niesamowite poczucie humoru. Jednak on nie poszukiwał teraz dziewczyny, ani nawet kochanki. Ognisty, wakacyjny romans – to było to czego w tym momencie potrzebował.
Wyszedł spod prysznica, ułożył misterną fryzurę, wskoczył w dżinsy i błękitną koszulę i był gotowy do wyjścia. Uśmiechnął się jeszcze do własnego odbicia i podbudowany swoim całkiem niezłym wyglądem wyszedł z pokoju i skierował się na dół. Tak, to musiało się udać.
***
Słońce odbijało się czerwoną taflą od morza tworząc niesamowity widok. Wiatr praktycznie ustał i jak na majowy wieczór było naprawdę bardzo ciepło. W znajdującej się na zewnątrz hotelu Bryza restauracji panował niesamowity gwar. Kilka godzin wcześniej kelnerzy stworzyli spory parkiet, ustawili szwedzki stół, a teraz cała reprezentacja i ich osoby towarzyszące integrowała się na wspólnym grillu. Dyrektor kadry, Tomasz Iwan, uwijał się jak w gorączce i sprawdzał, czy aby wszystko wychodzi idealnie, trener, Adam Nawałka zagadywał swoich podopiecznych i starał się poznać ich rodziny, dj natomiast starał się rozkręcić imprezę. Na zmianę z dyskotekowymi hitami puszczał romantyczne kawałki, jednak parkiet nadal pozostawał pusty. No może z wyjątkiem Krzysia Mączyńskiego, który chyba za bardzo wczuł się w klimat nadmorskiego wieczoru, +porwał swoją żonę do tańca i nie wypuszczał jej z objęć przez kilka piosenek.
- Aruś, twoje dziewczę ledwo wyjechało z Juraty, a Ty już oglądasz się za naszą Klarą. – zauważył Jędza, gdy Milik stojąc z piwem w ręku i tupiąc w rytm muzyki wodził wzrokiem za szwagierką Piszczka.

Arek podszedł do kolegi, położył mu rękę na ramieniu i tak skwitował jego uwagę:
- Chciałem zauważyć, że Angela mnie dzisiaj zostawiła i raczej nie wróci.
- Ale żeby tak od razu? Klin klinem?
- A czy ja powiedziałem, że zamierzam ją podrywać? – zirytował się napastnik.
- No nie mów, że byś nie chciał. – podpuszczał go Artur. – Ale ona jest tutaj kimś w rodzaju Świętego Gralla.
- Chyba jako Orleańska Dziewica. – roześmiał się Michał Pazdan. – Totalnie nie do ruszenia.
- Jeszcze zobaczymy. – mruknął pod nosem Milik. Lubił zarówno Jędzę, jak i Pazdana, ale czasami działali mu na nerwy, a szczególnie teraz, gdy zaczęli tak mówić o Klarze.
- To może mały zakładzik? – zaproponował nagle Jędrzejczyk, a Arkowi zaświeciły się oczy. – Jeżeli do końca wyjazdu zaciągniesz Klarę do łóżka, na zgrupowaniu w Arłamowie, a potem we Francji będę czyścił ci buty, jeżeli nie, ty będziesz robił to samo mi. Umowa stoi?
- Stoi. – odrzekł napastnik i podał rękę obrońcy.
- Przecinam! – wykrzyknął Michał i... zaczęło się. Klamka zapadła – musiał uwieść Klarę, już nawet nie dlatego, żeby się z nią przespać, ale po prostu nie uśmiechało mu się czyszczenie butów Jędzy.
Oddalił się od nich i skierował do grupki młodszych piłkarzy, gdzie prym wiódł Bartek Kapustka.
- A znacie to? Dlaczego blondynka leży z nosem w trawie? Bo pasie kozy. – zarechotał głośno, a za nim większość ekipy z wyjątkiem 3 dziewcząt.
- Bartuś! Jak możesz! – Jowita tupnęła nogą, a za nią Sandra i Luiza, dziewczyny Stępnia i Zielińskiego.
Kapustka zmierzył ją wzrokiem i pocałował w czoło.
- Nie martw się, Kochanie, twoja głowa jeszcze walczy. – stwierdził znacząco patrząc na jej ombre.
- Dobra, teraz moja kolej. – włączyła się Klara widząc, że właśnie podszedł do nich Arek. Była ubrana w bluzkę odkrywającą ramiona, na które kaskadami spadały ciemnobrązowe loki. Wyglądała, jak zwykle, przepięknie. – Wiecie co mówi zawodnik Borussii, gdy przychodzi po wypłatę? PiszCzek! – chłopaki ryknęli zgodnym śmiechem, a dziewczyny przez kilka kolejnych minut rozkminiały suchar brunetki.
- Wszystko słyszałem! – oznajmił Piszczu, który słysząc swoje nazwisko od razu pojawił się obok. – Co to za żarty ze mnie?
- To nie żarty! – wyszczerzyła się do niego Klara. Starała się być wyluzowana, jednak postać stojącego nieopodal Arka niweczyła jej plany. Cały czas mimowolnie kierowała swój wzrok w jego stronę, a w brzuchu szalało stado motyli, które chciała zagłuszyć.
- Ooo, nareszcie jesteś! – uśmiechnęła się brunetka. Arek myślal, że to na jego widok okazała taką radość, ale niestety, zaraz obok niego pojawił się Salamon, którego zaraz odciągnęła na bok.
- Nie chcę być wścibska, ale czujesz się już troszkę lepiej? – zapytała troskliwie, bo naprawdę polubiła Bartka i spędzanie z nim czasu było miło odskocznią od nieustannych myśli o Miliku.
- Tak. – skłamał gładko, nie chcąc jej martwić. Zresztą to nie był jeden powód, dla którego nie chciał się jej z tego zwierzać. Cały jego plan spaliłby na panewce, jeszcze zanim nie zacząłby jego realizacji. Klara nie mogła się dowiedzieć, że prawdopodobnie za kilka miesięcy zostanie ojcem. Prawdopodobnie, bo istniała malutka szansa, że to przyjaciel Olivii był autorem jej ciąży. Musiał jakoś rozwikłać ten problem, tylko na razie nie miał pomysłu jak. Po cichu wierzył, że to pieniądze przekonały jego byłą dziewczynę, żeby obarczyć go ojcostwem, podczas gdy on szczerze wątpił, że faktycznie jest ojcem tego dziecka. Nie chciał uciekać od odpowiedzialności, ale już teraz wiedział, że badania DNA będą niezbędne.
- Cokolwiek by się nie działo, możesz na mnie liczyć. – zapewniła go. – A teraz idziemy się bawić. – oświadczyła radośnie i pociągnęła go za rękę w kierunku kółeczka, które powoli formowało się na parkiecie.
Obiecała sobie doskonale bawić się i tak było. Kręciła biodrami w rytm muzyki i nie przejmowała się niczym. Cieszyła się, że jest tutaj z tak fajnymi ludźmi, których już po dwóch dniach zdążyła polubić. Czasami tylko zerkała na Arka, a ten stał cały czas przy barze i uważnie ją obserwował.
Szalała na parkiecie najpierw z Piszczkiem, potem próbowała rozruszać Bartka, a jeszcze przez kilka kolejnych piosenek nie odmawiała tańca innym piłkarzom. W końcu dopadło ją pragnienie. Podeszła do baru, poprosiła o wodę mineralną, wypiła duszkiem całą szklankę i chwilę odsapnęła. Chwilę, bo kilka sekund później obok niej zmaterializował się Arek.
- Nie możesz mi odmówić. – rzekł stanowczo i podał jej rękę. Klara spojrzała mu w oczy i wydawało jej się, że widzi w nich to samo co w swoim śnie.

 KLARA

Ujął mnie za rękę, zaprowadził na parkiet i po prostu czułam te wszystkie spojrzenia skierowane na nas. Położył jedną dłoń na moim biodrze, a ja mimowolnie przysunęłam się do niego, kładąc jedną rękę na jego ramię, za drugą Arek mnie ujął, położył na swojej piersi i zakrył własną. Nagle rozpoznałam piosenkę, gdy Nat King Cole zaintonował "When i fall in love"
“No nie!” – zaklęłam w duchu. Jeszcze tego brakowało. Już ja się policzę z tym DJem. Nie mógł puścić czegoś weselszego albo przynajmniej o nieszczęśliwej miłości. W sumie to by pasowało do sytuacji, bo oboje byliśmy świeżo po nieudanych związkach.
Praktycznie przez całą piosenkę oprócz tego, że dwa razy mocniej niż normalnie odczuwałam, że tańczę z facetem, modliłam się, żeby przypadkiem nie przyszło mu do głowy mnie pocałować. Ja rozumiem, romantyczny wieczór nad morzem, piosenka o miłości, ale, do cholery, patrzyli na nas wszyscy. Ale może to i lepiej, gdybyśmy byli gdzie indziej, pewnie nie zastanawiałabym się, czy chcę, żeby mnie pocałował. Ale trzeba przyznać, nawet wtedy tego chciałam. Oparłam brodę o jego ramię, nie chcąc patrząc mu w oczy, bo wiedziałam, że to się źle skończy.
Fajnie, moje życie uczuciowe się rozwijało, tylko dlaczego nie potrafiłam nad tym zapanować? Ostatnie co mi teraz było potrzebne to zauroczenie głupim piłkarzem, który tuż po zerwaniu zaczyna bawić się laskami. Zamiast tego oczywiście myślałam o tym, jak zajebiście się czuję, gdy on trzyma mnie w ramionach, a temperatura mojego ciała niebezpiecznie podskoczyła.
Piosenka nagle się skończyła, a ja jak ten głupi Kopciuszek... uciekłam stamtąd! Wbiegłam szybko po schodach i już chwilę później znalazłam się we własnym pokoju. Z ogromną ulgą zamknęłam drzwi, oparłam się o nie plecami i próbowałam uspokoić bijące serce. Nic to nie dało.
Co tu kryć, wpadłam jak jeż w gówno. Nie sądziłam, że jestem aż tak podatna na takie romantyczne uniesienia. A tu proszę, wystarczył jeden głupi sen, kilkadziesiąt minut rozmowy i wspólny taniec. I uwaga, uwaga, Arkadiusz Milik totalnie mnie zauroczył.
Chciałam krzyczeć, wić się, rzucać czym popadnie, bo nie chciałam tego, a, niestety, czułam tylko te cholerne motyle w brzuchu.
Jakieś 10 minut czekałam aż usłyszę pukanie do drzwi, ale to nie nastąpiło, co chociaż trochę mnie pocieszyło. Poszłam pod prysznic, żeby zmyć z siebie te wszystkie emocje. Wskoczyłam w piżamkę i zakopałam się pod kołdrę. Serce nadal waliło mi jak młotem, ale wszystkie obrazy z dzisiejszego dnia zlały mi się w głowie i zapadłam w głęboki sen.
Wydawać by się mogło, że spałam tak mocno, że nawet Dzwon Zygmunta dzwoniący przy mojej głowy by mnie nie obudził, ale, niestety, obudziło mnie zwykłe pukanie do drzwi. Sennie spojrzałam na telefon – ekran wskazywał, że jest godzina 2:20. Powoli zwlokłam się z łóżka, nie przejmując się tym, kto stoi za drzwiami i podeszłam do nich. Otworzyłam je i nie wiedziałam, czy dalej śnię to czy to już jawa, bo przede mną stał Arek.
Brunet bez słowa zbliżył się do mnie i wycisnął na moich ustach gorący pocałunek. Byłam jednak na tyle zaspana, że nie zorientowałam się kto mnie pocałował i wychrypiałam tylko:
- Dobra, dałeś mi buzi na dobranoc. Mam nadzieję, że to już wszystko?
Po tym brunet odszedł bez słowa i dopiero, gdy zamknęłam spowrotem drzwi, zrozumiałam, co się przed chwilą stało. I to by było na tyle jeżeli chodzi o mój głęboki sen tamtej nocy.
-----------------------------------------------------------------------------------
Melduję się z rodziałem numer pięć! 

Jak widać, nasza Klara się zauroczyła. Broni się przed uczuciem rękami i nogami, ale ono nie zamierza pytać jej o zdanie. Dzisiejszy rozdział znowu romantyczny, mam nadzieję, że pasuje Wam taki charakter, bo takich rozdziałów w najbliższym czasie będzie sporo :)
Uważam, że po przeczytaniu tego rozdziału #teamKlarek może czuć się usatysfakcjonowany :D

Dzisiaj trochę mało Piszczka i Asi, ale w następnych rozdziałach będzie ich więcej, obiecuję.

Widziałyście najnowszy filmik na Łączy nas piłka? Moim zdaniem Bartek Salamon wygrał cały :D

Dzisiaj zamiast GIF-a zdjęcie, które absolutnie mnie urzekło :)

 
 
P.S. KOMENTUJESZ? --> MOTYWUJESZ!